- Do tej pory było tak, że nasze regionalne smakołyki, nawet zarejestrowane w ministerstwie jako produkty tradycyjne, nie mogły trafić do klientów, bo nie mogliśmy ich sprzedawać. Nie mieliśmy także odpowiednich warunków do ich przetwarzania - dodaje Barbara Zych, właścicielka gospodarstwa w Paleśnicy.
Kij i marchewka
Za niespełna dwa miesiące będą nimi już mogli handlować, dzięki zmianie przepisów podatkowych. Umożliwią one m.in. sprzedaż tzw. przetworzonych produktów, wyprodukowanych w gospodarstwie. I to bez konieczności zakładania działalności gospodarczej.
Jest i druga strona medalu, bowiem regionalne smakołyki będzie można sprzedać tylko we własnym gospodarstwie albo na targu. Pod warunkiem, że ten ostatni nie będzie... zadaszony.
- To jest jakieś nieporozumienie. Wiele miejscowości skorzystało z pieniędzy unijnych, by wybudować zadaszone targowiska. Teraz rolnicy, chcąc sprzedawać swoje produkty, będą musieli stać w błocie? - pyta Izabella Byszewska, prezes Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego.
- Faktycznie, w zapisach tej ustawy podatkowej tak to wygląda. PSL chciało wnieść poprawki, jednak kadencja Sejmu się skończyła, więc spodziewam się, że projekt trafił do kosza - mówi Witold Katner, rzecznik Ministerstwa Rolnictwa.
Barbara Zych i Jan Czaja mimo to nie poddają się. Należą do Stowarzyszenia „Grupa Odrolnika” i postanowili wyciągnąć rękę do innych rolników. Decydując się na wybudowanie „inkubatora kuchennego”. - Chodzi nam o to, żeby z takiej małej przetwórni korzystało kilkunastu albo więcej rolników, wytwarzając tam własne konfitury, mąkę, kaszę czy sałatki. Wtedy koszty utrzymania obiektu nie będą dużym ciężarem - wyjaśnia Czaja.
W grupie siła
Miejsce na inkubator w Rzuchowej już jest, pierwsi zainteresowani współpracą i produkcją - także. Gdyby każdy chciał działać na własną rękę i budować swoją linię produkcyjną - np. do przetwórstwa warzyw i owoców - zapłaciłby co najmniej 300 tys. zł.
Koszt budowy inkubatora wyliczono na około 800 tys. zł. Stowarzyszenie już przymierza się do złożenia wniosku o dotację z Unii Europejskiej. Na resztę weźmie pożyczkę.
„Grupa Odrolnika” rozpoczęła już także przygotowania do sprzedaży przetworów. Najtrudniejsze jest bowiem uzyskanie pozwolenia od Państwowej Inspekcji Sanitarnej. - Moim zdaniem powinien zostać rozszerzony asortyment zwolniony z konieczności uzyskiwania takiego zezwolenia sanepidu. Na przykład dżem, który jest przecież przetwarzany termicznie, więc moim zdaniem szansa zatrucia jest żadna - przyznaje Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
- Jest duża grupa rolników niezwykle dbających o jakość wytwarzanych produktów. Są jednak i tacy, którzy myślą wyłącznie o zysku. Jako przyszli producenci, rozumiemy wymogi sanitarne sanepidu - mówi Czaja.
\
Źródło: Gazeta Krakowska