Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Wyszkoni już nie roni łez [WYWIAD]

Paweł Gzyl
Występowała (1996-2010) w zespole Łzy. Solowo wydała albumy: Pan i Pani oraz Życie jest w porządku
Występowała (1996-2010) w zespole Łzy. Solowo wydała albumy: Pan i Pani oraz Życie jest w porządku Fot. Sony Music Poland
Od czasu rozstania z grupą Łzy Anna Wyszkoni zmieniła się nie do poznania. Z artystką rozmawia Paweł Gzyl.

Skąd pomysł na ponowne wydanie Twojej ostatniej płyty poszerzonej o cztery nowe utwory?
Miałam kilka nowych kompozycji, z których byłam bardzo zadowolona, a które nie mogły czekać. Tak mi się podobały, że chciałam je już pokazać światu.

Każdy z tych nowych utworów zrealizowałaś z innym producentem. To dlatego są tak różne?
Przede wszystkim. Ale też na każdą z tych piosenek miałam inny pomysł. Najpierw pojawiła się w mojej głowie wizja, a potem szukałam ludzi, którzy mogliby ją zrealizować.

W dzisiejszej muzyce pop rola producenta jest ogromna. Ty też przykładasz wagę do tego, kto nagrywa Twoje piosenki?
Zdecydowanie. To jest najważniejszy krok przy powstawaniu płyty. Przez wiele lat pracowałam z zespołem Łzy i miałam zupełnie inny model pracy: robiliśmy piosenki na próbach, potem wchodziliśmy do studia i nagrywaliśmy. To mnie zmęczyło.

Dlatego rozstałaś się z kolegami?

Miałam wrażenie, że kręcimy się wokół tych samych dźwięków i rozwiązań muzycznych. Po prostu potrzebowałam współpracy z innymi ludźmi, świeżego spojrzenia na to, co robię.

Autorami Twoich nowych piosenek są same znane postacie: Seweryn Krajewski i Robert Gawliński z Wilków. Łatwo było pozyskać ich do współpracy?
Z Robertem znamy się od dawna, już wcześniej pisał dla mnie. Do Seweryna Krajewskiego zwróciłam się o piosenkę po raz pierwszy, nie znaliśmy się wcześniej i muszę przyznać, że miałam wielką tremę, bo przecież to największy mistrz melodii w Polsce. Ale i w tym przypadku nie było problemu, nie czułam żadnego dystansu. Pan Seweryn jest bardzo miłym i otwartym człowiekiem z ogromną klasą, cechującą większość artystów z tamtego pokolenia.

Nie sposób tutaj nie wspomnieć o Twojej współpracy z Markiem Jackowskim. Jak go zapamiętałaś?

Marek był cudownym człowiekiem. Wiele w życiu przeżył, miał za sobą szalone lata, może dlatego potem szukał w swoim życiu spokoju i ciszy. Znalazł je u boku swojej żony Ewy i trzech wspaniałych córek we Włoszech. Miał w zanadrzu wiele ciekawych historii, które chętnie przekazywał innym, wzbogacając nimi również moje spojrzenie na świat. Kiedy byłam u Marka na wakacjach, zobaczyłam, że wszyscy w tej małej miejscowości go znają i lubią. Miał niezwykłą aurę, która przyciągała ludzi. Miał też inny dar - umiejętność skupiania się na człowieku, z którym w danej chwili rozmawiał.

Myślisz, że ciągle się rozwijasz?

Ludzie, których spotykamy na naszej drodze, mają ogromny wpływ na to, w jakim kierunku się rozwijamy. Mnie to odpowiada. Ale jako urodzona pod znakiem Raka, jestem też tradycjonalistką i lubię mieć pewny grunt pod nogami - oczywiście pod warunkiem, że jest to udana współpraca. Dlatego na każdej mojej płycie pojawiają się nowe nazwiska, ale są też sprawdzeni twórcy.

Jednak w czasach największych sukcesów Łez, kiedy wszyscy śpiewali "Agnieszkę", zarówno media, jak i środowisko muzyczne traktowały Was, łagodnie mówiąc, z dużym dystansem. Z czego to wynikało?
Cóż, ja uważam, że każdy ma swoje miejsce na scenie i na rynku. Dlatego staraliśmy się sobie z tym jakoś radzić. Kiedy jednak patrzę na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że media i branża miały podstawy do tego, aby nas traktować trochę z góry. Nie najlepiej wyglądaliśmy, ubieraliśmy się intuicyjnie, graliśmy też w taki sposób. To wszystko miało swoją siłę, bo dzięki temu byliśmy naturalni i takich polubili nas fani, ale wszystko mogliśmy zrobić lepiej. Może gdybyśmy spotkali wtedy na swojej drodze ludzi, którzy pomogliby nam się ogarnąć, rozwijalibyśmy się w lepszym kierunku. A tak - w końcu zaczęliśmy się ze sobą dusić.

Twój image zmienił się od czasu Łez. Kiedyś prezentowałaś się w rockowy sposób, a teraz jesteś kobieca i zmysłowa. Chciałaś się odciąć od tego, co było kiedyś?

Po prostu zmieniam się jako kobieta. Kiedy zaczynałam w Łzach, byłam młodą dziewczyną. Teraz jestem mamą dwójki dzieci, mam za sobą sporo negatywnych doświadczeń, rozstałam się z mężem, ale potem spotkała mnie nowa miłość, która mnie totalnie uskrzydliła. Otworzyłam się na świat, na innych ludzi i na rady, które do mnie zaczęły docierać. Przestałam się tak bardzo przejmować krytyką, tylko wyciągałam z niej wnioski. To wszystko złożyło się na to, jaką dzisiaj jestem osobą: jak wyglądam, jak rozmawiam, jak się czuję.

Kiedyś powiedziałaś w jednym z wywiadów, że jesteś pesymistką. A ostatnio w innym - że jesteś optymistką. Ta zmiana wynikła z muzycznych czy osobistych doświadczeń?
I z tych, i z tych. Nie mam bowiem dzisiaj absolutnie żadnych powodów do narzekań. W tej chwili zdecydowanie nie mogłabym się określić mianem pesymistki. Największą zmianę w postrzeganiu świata sprawiły moje dzieci. One wprowadzają taką energię, że nie można na nic narzekać i smucić się bez powodu. Nabiera się też dzięki nim dystansu do wielu rzeczy.

Mówi się, że sukces w show-biznesie odnoszą twardzi ludzie. Ty wydajesz się raczej subtelną i wyciszoną osobą. Jak radzisz sobie w tym środowisku?

Kiedyś byłam przewrażliwiona. I było mi momentami trudno. Chyba najbardziej pomagało mi to, że miałam dom z dala od centrum show-biznesu. Bo nigdy nie mieszkałam w Warszawie. Bardzo istotna była pomoc moich rodziców. Wracając do domu, miałam zwyczajne życie, jak każdy. Z czasem stałam się silniejsza i nie tak łatwo mnie złamać. Codziennie budzę się ze świadomością, że życie mam tylko jedno i muszę je jak najlepiej wykorzystać. Mam w sobie dużo więcej spokoju niż dawniej.

Może dlatego, że rzadko bywasz w stolicy, trudno Cię określić jako celebrytkę.

Mam taką nadzieję! (śmiech) Nie mam nic przeciwko temu, że ktoś jest znany i popularny, ale lubię, kiedy wynika to z jego dokonań artystycznych. Jeśli ktoś jest dobrym aktorem, tworzy dobre piosenki, zajmuje się czymś konkretnym, a do tego lubi bywać, to wszystko jest w porządku. Nie podoba mi się natomiast, jak ktoś jest znany tylko z tego, że jest znany. To nie w moim guście.

A Ty lubisz bywać?

Bywam wtedy, kiedy dana impreza dotyczy mojej osoby lub tego, co mnie pasjonuje.

Teraz Twoim partnerem jest Maciek Durczak, który jest jednocześnie Twoim menedżerem. Służy Wam połączenie życia zawodowego z prywatnym?

Zawsze mnie dziwi, jak ludzie z dozą wątpliwości pytają, jak to jest być ze sobą razem przez cały dzień. Tymczasem muzyka to nasza wspólna pasja. My to kochamy. Muzyka towarzyszy nam na co dzień. I to jest piękne! Byłam kiedyś związana z osobą spoza branży - i każde z nas funkcjonowało oddzielnie. Dlatego to się nie udało, bo się mijaliśmy. A teraz łączy nas coś więcej niż wspólny dom.

Menedżerowie mają opinię ludzi bezwzględnych i wyrachowanych. Maciek też jest taki?
To trudny zawód. Tu trzeba walczyć o swoje. Jest to na pewno niewdzięczna rola. Ale można to robić w sposób miły, taktowny i myślę, że Maciek tak właśnie pracuje.

A jaki jest prywatnie?
Bardzo wymagający, tak jak w życiu zawodowym. Ale jest też bardzo opiekuńczy i romantyczny. Ma też swoje wady - żeby nie było za słodko.

Nie planujecie jeszcze ślubu?
Nie mamy wyznaczonej konkretnej daty. Nie mówimy też "nie". Kiedy podejmiemy taką decyzję, to nie będziemy jej specjalnie ukrywać, ale nie będziemy też wszem i wobec rozgłaszać, że właśnie oto tu i teraz bierzemy ślub.

Podkreślasz często, że jesteś osobą wierzącą, katoliczką. Jak więc radzisz sobie z tym, że żyjesz w związku niesakramentalnym?
Staram się o tym nie myśleć na co dzień. Mam swoją wiarę w sercu i to jest najważniejsze. Chodzę do kościoła, kiedy czuję taką potrzebę. Wierzę w to, że Bóg dał mi mojego anioła, który mnie prowadzi. I to jest dla mnie główną siłą. Nie zastanawiam się nad instytucją Kościoła, zasadami, które ona ustala. Chociaż wiem, że dla niektórych to może być problemem. Szczególnie w ważnych momentach życiowych. Moja mama często mnie pyta, co zrobię, kiedy nie będę mogła przyjąć komunii podczas uroczystości Pierwszej Komunii mojej córki. Dla mnie to nie stanowi aż takiego problemu i myślę, że sobie poradzę - tak jak w przypadku pierwszego dziecka.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska