- Ten rząd się wali – uważa lider opozycji Keir Starmer. I dodaje, że chce przyspieszonych wyborów. Tymczasem Partia Konserwatywna rozrywana jest konfliktem wewnętrznym. - To czas, byśmy powiedzieli Borisowi Johnsonowi: tam są drzwi, przejdź przez nie, nie wracaj - mówi w Sky News poseł prawicy Roger Gale.
Według wczorajszego, błyskawicznego sondażu YouGov dymisji premiera Johnsona chce 70% badanych. Zmiany szefa rzadu pragnie 54% wyborców konserwatywnych. Premier jednak wymienił ministrów i zostaje na stanowisku. Nadal jest szefem rządu Zjednoczonego Królestwa. „Boris walczy dalej!” - nie kryje entuzjazmu sprzyjający premierowi dziennik Daily Express.
Szef rządu nadal ma bowiem zwolenników. „Premier zdobył mocny mandat w wyborach. Głosowali na niego Brytyjczycy. Tego nie można mu odebrać tylko dlatego, że kilku ludzi podało się do dymisji” - podkreślał w tej samej stacji poseł Jacob Rees Mogg. O poparciu zapewniły minister spraw zagranicznych Liz Truss i kultury - Nadine Dorries. Ta druga podkreśliła, że „w najważniejszych sprawach” premier Johnson miał rację.
Kryzys to efekt partygate, skandalu z nielegalnymi przyjęciami w lockdownie na Downing Street. Ale zapalnik stanowiła inna afera. W tym roku premier mianował na wysokie stanowisko w partii Chrisa Pinchera – człowieka, wobec którego toczyło się wewnętrzne dochodzenie o molestowanie.
W zeszłym tygodniu pojawiły się pytania, czy szef rządu wiedział o oskarżeniach. Kancelaria kilkukrotnie zmieniała wersję. Najpierw utrzymywała, że premier nic nie wiedział. Potem przyznała jednak, że zdawał sobie sprawę z oskarżeń, ale pytany o to w zeszłym tygodniu – zapomniał o tym fakcie. Według brytyjskich mediów ta kilkukrotna zmiana wersji i kolejne oskarżenia o oszukiwanie opinii publicznej, ale też własnych współpracowników, sprawiły, że nastroje wśród posłów Partii Konserwatywnej gwałtownie się pogorszyły.
Źródło: Polskie Radio 24
