"Wychodzę do ludzi, siadam wśród tłumów, a kolejki do mnie stoją tak wielkie jak za komuny. Raz podejdzie policjant, drugi raz lekarz, trzeci raz inżynier. Takie wróżenie to niczym zbiorowa odpowiedzialność" - mówiła.

"Kobiety są zazwyczaj poranione i przychodzą, by dać im nadzieję, że się coś poprawi w ich życiu. Wróżę też uczniom przed maturą, studentom przed egzaminami. Przychodzą obcokrajowcy, warszawiacy, krakowianie. Każdy jest taki sam. Nie ma między nimi różnic" - wspominała.

Na pytanie, czy wróży sama sobie odpowiadała przekornie: "Nigdy bym nie poszła do wróżki. One przecież nic nie umieją i tylko by mi narobiły bałaganu w głowie."
Są tacy, którzy twierdzą, że wszystko, co im wywróżyła się sprawdziło.
"Byłam u niej 25 lat temu. (...) Ostrzegła mnie przed kilkoma rzeczami i dzięki temu moje życie potoczyło się innymi torami. A nawet (być może) dzięki temu żyję" - piszą ludzie we wspomnieniach.