Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chavez: biedak, piłkarz, pastor

Redakcja
Wojciech Matusik
Osman Chavez, dziś piłkarz Wisły Kraków, dorastał w Hondurasie. Jako dziecko musiał pracować, nie miał nawet butów. Dzisiaj twierdzi, że fakt iż przyszło mu żyć w tak trudnych warunkach, dał mu mnóstwo siły i nauczył pokory. Potrafi docenić to, co ma i wie, co będzie robił w przyszłości - piszą Barbara Bardadyn i Bartosz Karcz.

Późnym listopadowym wieczorem 18 tysięcy widzów na stadionie przy ul. Reymonta podziwia interwencje obrońcy gospodarzy Osmana Chaveza. Piłkarz Wisły Kraków we wcześniejszych spotkaniach nie zachwycał swoją grą, ale w meczu z Legią Warszawa pokazał, że warto było sprowadzić go pod Wawel. Osman długo kazał czekać na swoją dobrą grę, ale w jego życiu nic nie przychodziło łatwo. Od samego początku musiał radzić sobie z trudnościami, dla wielu z nas niełatwymi nawet do wyobrażenia.

Najlepsza mama na świecie

Osman Chavez wychowywał się w małej, dwunastotysięcznej miejscowości Guadalupe w departamencie Colon na północy Hondurasu. Otoczenie stanowią tam Morze Karaibskie, góry i rzeki. Można powiedzieć, bajkowy krajobraz. Tyle, że dzieciństwo Osmana wiele wspólnego z bajką nie miało.

- Było nam bardzo trudno - rozpoczyna swoją opowieść Chavez. - Nie tylko dlatego, że wywodzę się z biednej rodziny, ale dodatkowo wspólnie z dwoma moimi starszymi braćmi wychowywaliśmy się bez ojca. Bracia to moje rodzeństwo ze strony mamy, bo tata ma w sumie trzynaścioro dzieci z różnymi kobietami. Nie było łatwo dorastać w domu bez ojca. Ale nasza mama była dla nas jednocześnie i matką, i ojcem. I doskonale potrafiła te obowiązki pogodzić. Walczyła dla nas, bardzo się poświęcała. Z ogromnymi trudnościami, ale udało jej się nas wychować i sprawić, że staliśmy się kimś. Codziennie wstawała bardzo wcześnie, szła w góry, by zbierać różne zioła. Po powrocie wypełniała domowe obowiązki, piekła chleb, przygotowywała różne potrawy, które my sprzedawaliśmy, aby mieć jakieś dochody. Kiedy nie mieliśmy pieniędzy, wcześnie rano razem z wujkiem udawałem się na połów ryb albo zbierałem banany i inne owoce. Później wracałem do domu, trzeba było szybko się umyć i pójść do szkoły i to bez butów, bo nie było nas na nie stać. Po powrocie z zajęć znów pracowałem, a wieczorami mogłem grać w piłkę z kolegami. Tak wyglądało moje dzieciństwo. Nie było łatwo.

Osman na każdym kroku podkreśla, jak wielkim wsparciem w jego życiu była matka. Twierdzi, że bez niej nie byłby w tym miejscu, w którym znajduje się obecnie. To ona dodawała mu sił, by mógł spełniać swoje marzenia.

- Moją pierwszą inspiracją, osobą, która dała mi motywację, była właśnie mama. Kiedy widziałem, że mimo takich trudności nigdy nie narzekała, to dawało mi siłę, by zmagać się z życiem. Powtarzałem: nieważne co się stanie, ja muszę pomóc mamie, muszę zostać kimś ważnym, żeby jej było lżej i by wreszcie mogła odpocząć. Marzyłem o dniu, w którym mógłbym powiedzieć: "Mamo, nie pracuj więcej, odpocznij, bo na to zasłużyłaś". Dla mnie to najlepsza matka na świecie. I nie mówię tego tylko dla samego mówienia. Ona to udowodniła swoim poświęceniem i pokorą. W naszym domu czasem brakowało jedzenia, jednak zawsze było dużo miłości oraz godny wzór do naśladowania. To, kim dziś jestem, zawdzięczam mamie.

Osman nie ma pretensji do ojca, że zostawił jego rodzinę. Jak twierdzi, to też zasługa jego matki. - Kiedy ojciec odszedł od mamy, wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszka zresztą do dziś. Gdy byłem dzieckiem, nigdy nie zadzwonił, nigdy niczego nam nie przysłał. Mimo to, mama nie mówiła źle o ojcu, nie krytykowała jego postępowania, zawsze mieliśmy wobec niego duży szacunek. A kiedy w końcu poznaliśmy się, nie robiłem mu żadnych wyrzutów, nie miałem mu za złe, że nas zostawił. Wybaczyłem mu. Poznałem go dopiero gdy miałem 19 lat i to zupełnie przypadkowo. Tata przyjechał, by odwiedzić pewną rodzinę w pobliżu miasta San Pedro Sula. Tak się złożyło, że tego dnia ja też trafiłem do tego domu, ponieważ mieszkał tam mój krewny. To było totalne zaskoczenie. Nagle mówią mi: "To jest twój tata". "A, to mój tata" - odpowiedziałem. Wstał, przywitaliśmy się, zaczęliśmy rozmawiać. Do dziś utrzymuję z nim kontakt, nie ma między nami żadnego problemu.

Pamięta skąd pochodzi

Chavez wychowywał się w ciężkich warunkach, ale szybko znalazł swoją życiową pasję. Stała się nią piłka nożna, co zresztą w jego ojczyźnie nie jest czymś szczególnym.

- Futbol jest najpopularniejszym sportem w Hondurasie - mówi. - Piłka pasjonowała mnie odkąd pamiętam i od małego chciałem zostać piłkarzem. W naszej społeczności było wielu chłopców, którzy grali profesjonalnie, często ich podpatrywałem, słuchałem i chciałem być jak oni. Od początku wiedziałem, że w futbolu mogę osiągnąć dużo. Już w szkolnych turniejach zawsze byłem wyróżniającym się zawodnikiem, wiedziałem, że mam talent. Kiedy miałem 15 lat trafiłem do rezerw Platense. To tam dopiero zacząłem uczyć się podstaw futbolu, bo wcześniej nie pracowałem z żadnym trenerem. To, co dotąd robiłem na boisku, było wynikiem podpatrywania kolegów. Osiągnięcie czegoś nie jest rzeczą trudną, ale sztuką jest dopiero utrzymanie się na pewnym poziomie. Mnie się to udało dzięki dyscyplinie i poświęceniu.

Chavez swoją poważną przygodę z futbolem zaczynał jako napastnik. Dzisiaj śmieje się, że wiele bramek nie strzelał, ale za to miał dużo asyst.

- Kto wie, może w Wiśle zobaczycie mnie kiedyś w roli napastnika - żartuje.

Odkąd Osman zaczął poważnie grać w piłkę, jego życie stało się łatwiejsze. Dzisiaj na każdym kroku podkreśla jednak, że nigdy nie zapomni o swoich korzeniach, o tym skąd się wywodzi.
- To, że przyszło mi żyć w tak skrajnie trudnych warunkach, dało mi mnóstwo siły i nauczyło pokory. Widok jak inni się poświęcają, inspiruje do tego, by zawsze dawać z siebie wszystko, przykładać się do pracy. To wiele mnie nauczyło. I nigdy nie wolno zapominać o swoich korzeniach. Pamiętam jak zbliżał się dzień 15 września, kiedy w Hondurasie obchodzony jest Dzień Niepodległości i dzieci ze szkół biorą udział w uroczystych ceremoniach. Otwierało się szafę i nie było co na siebie włożyć. Nie wolno odwracać się od przeszłości. Trzeba pamiętać o tym, skąd się pochodzi. A gdy się zapomni, zawsze znajdą się osoby, które o tym przypomną. Ja jestem tego świadomy. Twardo stąpam po ziemi. Wiem, skąd pochodzę, wiem, gdzie się urodziłem, kim jestem i dokąd zmierzam.

W życiu Chaveza jest obok matki jeszcze jedna ważna osoba. To Bóg, którego - jak sam mówi - odkrył na dobre w wieku 16 lat.

Osman opowiada jak odnalazł Boga

- Wszystko dzięki mojemu przyjacielowi Alvaro, który często opowiadał mi o Bogu, który za mnie umarł po to, bym miał lepsze życie. To wydało mi się czymś bardzo ważnym, dlatego zapragnąłem poznać bliżej tego Boga. Alvaro zaczął mnie prowadzać w miejsca spotkań młodzieży. Pewnego dnia w kościele zdecydowałem oddać moje serce Bogu. I była to najlepsza decyzja, jaką podjąłem, ponieważ od tamtej chwili moje życie zaczęło się zmieniać. Kiedyś łowiąc ryby patrzyłem na przelatujące samoloty i wyobrażałem sobie, że pewnego dnia znajdę się w jednym z nich, że kiedyś zbuduję dla mamy piękny dom. Bóg wskazał mi drogę i wszystko o czym marzyłem powoli zaczęło nabierać realnych kształtów. Wszystko, czego pragnąłem - dostałem. Absolutnie wszystko: dom dla mamy, grę w reprezentacji, występ na mundialu, wyjazd za granicę. Nie było nic, czego Bóg nie spełnił. Teraz zostało mi tylko jedno marzenie: kiedy zakończę karierę chcę poświęcić się nauczaniu ludzi, zapiszę się na niezbędne kursy. Ale pastorem już praktycznie jestem. Pracuję nad tym. Wiem na czym to polega. Nawet ostatnio dostałem zaproszenie z jednego z kościołów, gdzie będę przemawiał 14, 15 i 16 grudnia. Chcę nauczać tam, gdzie mnie będą zapraszać. Nie chcę tkwić tylko w jednym miejscu, ale jeździć po całym świecie. Chcę, żeby ludzie wiedzieli, że najlepsze co mnie w życiu spotkało, to nie gra w reprezentacji, nie udział w mistrzostwach świata, ale oddanie mego serca Bogu.
Chavez żeby wdrapać się na szczyt musiał przejść wiele zakrętów i, jak mówi, zapracować sobie na szacunek ludzi. Żeby to zobrazować opowiada jak trafił do reprezentacji swojego kraju i z jakimi reakcjami się to spotkało w jego ojczyźnie.

- Kiedy po raz pierwszy włożyłem koszulkę reprezentacji Hondurasu, to było dla mnie coś szczególnego, tym bardziej że nigdy wcześniej nie grałem w żadnej młodzieżowej kadrze. Od razu dostałem szansę w dorosłej drużynie. Dzień, w którym zadebiutowałem przeciwko Paragwajowi, był dla mnie niezapomniany. Ale kiedy trafiłem do kadry pojawiły się też nieprzyjemne dla mnie głosy krytyki. "Co Osman robi w reprezentacji, przecież on się nie nadaje" - mówiono. Ale nad wszystkim czuwał Bóg. Ciężko pracowałem i krok po kroku zdobyłem zaufanie i szacunek rodaków. Po pewnym czasie, kiedy okazało się, że w którymś meczu nie mogłem wystąpić, te same osoby, które mnie krytykowały, przejmowały się moją nieobecnością, zastanawiając się, kto mnie zastąpi. O wszystko w życiu musiałem walczyć, ale mam w sobie ducha walki, przezwyciężania każdej, nawet najtrudniejszej, przeszkody. Nie jest ważne, co stoi na mojej drodze - wiem, że jestem w stanie to pokonać, stopień trudności nie ma znaczenia. Niczego się nie boję.

Człowiek, który nic nie wiedział o Polsce

Kilka miesięcy temu Chavez trafił do Wisły Kraków. Wcześniej był na testach w Anglii, miał wstępne propozycje z Hiszpanii, ale wybrał Polskę i Wisłę.

- Przed przyjazdem tutaj nie wiedziałem absolutnie nic o Polsce. Naprawdę. Dopiero Carlo Costly (były piłkarz GKS-u Bełchatów - przyp. red.) zaczął opowiadać mi o polskim futbolu, że jest widowiskowy, agresywny, że Wisła jest dobrym klubem. A kiedy się tutaj znalazłem dowiedziałem się, że stąd pochodził papież Jan Paweł II. Nie miałem o tym pojęcia.

Propozycja ze strony Wisły ucieszyła go. Po mundialu miał propozycje z Chin, Urugwaju, było zainteresowanie ze strony klubów angielskich i hiszpańskich.

- Ale Bóg nie chciał, żebym tam grał. Dwa lata temu podczas spotkania w kościele jeden z pastorów przepowiedział mi, że będę grał w Europie, ale zanim to się stanie, czekają mnie trzy próby. Dlatego wiedziałem, że moja przyszłość nie jest ani w Celtiku, ani w Tottenhamie, ani w Blackburn, gdzie byłem na testach. Czasem Bóg zabiera cię na takie wyprawy, abyś mógł poobserwować, nauczyć się, nabrać doświadczenia. Wiedziałem, że w tym wszystkim jest jakiś cel. Zostałem w Europie dopiero za czwartym razem, kiedy trafiłem do Wisły. To było zapisane już dawno temu. Mam nadzieję, że wy to wszystko rozumiecie i nie patrzycie na mnie jak na przybysza z innej planety (śmiech). Zdaję sobie sprawę, że istnieją różne religie, a ja należę do Kościoła ewangelickiego.

Początki Chaveza w Wiśle nie były łatwe. Dzisiaj mówi dlaczego jego zdaniem tak było.

Zobaczycie najlepszą wersję Chaveza

- Przyjechałem tutaj mając za sobą miesięczną przerwę w treningach. Byłem wybity z rytmu, miałem cztery kilogramy nadwagi, dlatego wiedziałem, że czeka mnie trudny czas. Ale wiem, że dzięki pracy, poświęceniu i wraz z kolejnymi meczami, ten najlepszy Osman się pojawi. Nie pokazuję jeszcze wszystkiego, na co mnie stać, nie gram na swoim normalnym poziomie. Teraz to jest jakieś 60 procent moich możliwości. Kraków nie widział jeszcze najlepszej wersji Osmana!

Do Krakowa Chavez przyjechał z żoną oraz 3-letnim synkiem, Osmanem juniorem.

- Wolny czas najchętniej spędzamy w domu, ale często też odwiedzamy Andy Riosa, chodzimy do galerii handlowej, spacerujemy. Pojechaliśmy do Zakopanego, by dostać się kolejką na Kasprowy Wierch, ale okazało się, że nie było już biletów! Z atmosfery w klubie jestem bardzo zadowolony. Czuję się tu dobrze, można spokojnie pracować, niczego mi nie brakuje. Z zawodnikami mam dobry kontakt, rozmawiamy trochę po polsku, angielsku i hiszpańsku. Kibiców spotykam tylko wychodząc z klubu po treningu albo po meczu, ale nasz kontakt ogranicza się do pozdrowienia. "Spotkania" z kibicami Cracovii jeszcze nie miałem, ale wydaje mi się, że ludzie tutaj potrafią odnosić się do siebie z szacunkiem. Rywalizacja powinna istnieć tylko na boisku.

Chavez podpisał z Wisłą na razie roczną umowę. Gdy zatem na koniec pytamy go o plany na przyszłość, mówi:

- Pracuję, by być najlepszym, by zyskać zaufanie otoczenia. Wykonuję swoje zadania, a reszta leży w rękach Boga. Jeśli On będzie chciał, bym tutaj został - zostanę, jeśli nie - odejdę. Oczywiście, zawsze mogę marzyć o grze w innych ligach, zawsze mogę chcieć więcej i więcej, ale to już zależy... wiecie od kogo.

Wybierz małopolską miss internetu. Zobacz zdjęcia pięknych dziewczyn!
Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Starcie pseudokibiców w Krakowie: tłukli kijami i butelkamiMaciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska