W chrzanowskiej spółdzielni prawo to zaczyna obowiązywać dopiero teraz. Lokatorzy bloków liczą, że uda im się w końcu przeforsować plan odłączenia się od potężnej mieszkaniówki i stworzą własną, mniejszą spółdzielnię.
O tym, czy im się to powiedzie, zadecydują sami podczas pięciu odrębnych zebrań walnego zgromadzenia, które potrwają od 24 do 28 maja w Chrzanowie, Trzebini i Libiążu. Liczy się frekwencja.
- Mamy dość nieczytelnego sposobu rozliczeń za wodę i remonty. Od lat płacimy krocie na fundusz remontowy, choć żadnych inwestycji nie widać - grzmią.
Nie podoba im się sposób rządzenia prezesa, który lekceważy ich apele, prośby i wnioski.
- Za własne pieniądze utrzymujemy olbrzymi zarząd i Zakład Budowlano-Remontowy - mówią rozżaleni. Nie chcą płacić kroci za wymianę okien, czy ocieplenie bloków, gdy prywatne firmy mogłyby to zrobić taniej.
Chrzanowska spółdzielnia zrzesza około 8 tys. lokatorów. - Nic dziwnego, że trudno ogarnąć problemy takiego molochu - przekonują. Chcą iść w ślady krakowskich spółdzielni, które podzieliły się na kilkanaście małych osiedlowych wspólnot.
- Łatwiej nimi zarządzać, nie trzeba utrzymywać 240 pracowników, bo wystarczy około trzydziestu - podkreśla Mariusz Ryńca z ul. Broniewskiego w Chrzanowie. Podkreśla, że to oznacza mniejsze rachunki dla lokatorów.
Aleksandra Krzyżanowskiego z ul. Jordana w Chrzanowie najbardziej razi, że prezes spółdzielni nie stara się o pozyskiwanie pieniędzy z zewnątrz. - Wspólnota przy ul. Piastowskiej dostała ogromną kasę na termomodernizację bloku. My ani grosza. Prezes nie złożył nawet wniosku - denerwuje się.
Henryk Gromek z ulicy Mieszka I jest przekonany, że mniejsza spółdzielnia, zarządzana przez kompetentny zarząd, rozwiązałaby problemy. - Za nami jest niemal całe osiedle Północ, Śródmieście, część Libiąża i Trzebini - wylicza Julian Mielech, mieszkaniec bloku przy ul. Sądowej w Chrzanowie.
Aleksander Biegacz, prezes chrzanowskiej spółdzielni, spokojnie czeka na rozwój wydarzeń.
- Lokatorzy mają prawo odłączyć się i stworzyć własną spółdzielnię. O tym musi zdecydować jednak większość - przyznaje prezes Biegacz.
Argumenty "buntowników" nie do końca go przekonują. - Inicjatorów, którzy podpisali się pod wnioskiem jest tylko dwudziestu. Tymczasem przeciwników podziału, ponad setka. To o czymś świadczy - twierdzi prezes.