Wadowice przeżyły w niedzielę prawdziwy najazd wiernych. Wszystko z powodu wizyty Floribeth Mora Diaz z Kostaryki, u której zaniknął, uważany za nieuleczalny, tętniak mózgu. Wczoraj wielu wiernych chciało chociaż dotknąć jej ręki - takie sceny można było zobaczyć nie tylko w kościele, ale także w wielu miejscach, w których była Kostarykanka.
Kobiecie, która do Wadowic przyjechała z rodziną (mężem i synami) ludzie zadawali wiele pytań, np.: Czy pani jest aniołem? Ile razy dziennie się pani modli?
Floribeth Mora Diaz pojawiła się w Wadowicach wcześnie rano, by uczestniczyć w mszy. Przed południem znów uczestniczyła w kolejnych nabożeństwach w bazylice Ofiarowania NMP.
Na każdej mszy opowiadała wiernym o tym jak została uzdrowiona z choroby.
- Jestem z wami, by zaświadczyć o wielkiej miłości Boga - mówiła Floribeth Diaz. Co ważne, 51-latka w Wadowicach nie mówiła o uzdrowieniu przez Jana Pawła II, ale o uzdrowieniu dzięki miłości Boga za wstawiennictwem papieża.
Ksiądz Stanisław Jaśkowiec, proboszcz bazyliki mówi "Krakowskiej": - Dawno nie widziałem tylu wiernych w wadowickiej świątyni.
Zapewnia jednocześnie, że to nie on był pomysłodawcą wizyty Kostarykanki, a tylko przychylił się do jej prośby. - Tak bardzo chciała być w miejscu, w którym urodził się święty, któremu zawdzięcza drugie życie - mówi proboszcz.
Kostarykanka swą opowieść o przypadku cudownego uzdrowienia z choroby opowiadała w swoim języku. Z hiszpańskiego jej słowa przekładał tłumacz. W swojej opowieści kilkakrotnie podkreślała wstawiennictwo Jana Pawła II.
Jak zapewniała, jej podróż do Polski jest podziękowaniem za dar życia po nieuleczalnej z medycznego punktu widzenia przypadłości - tętniaku mózgu.
Mora Diaz była sparaliżowana gdy 1 maja 2011 obejrzała telewizyjną transmisję z beatyfikacji Jana Pawła II. Niedługo potem zasnęła, a gdy się obudziła, usłyszała głos: "Podnieś się. Nie lękaj się". Odpowiedziała: "Tak, Panie". Stwierdziła że czuje się znacznie lepiej, a ból głowy już jej tak nie dokucza. Mogła nawet wstać z łóżka.
- Lekarze nie mają wytłumaczenia dla tego, co się stało w moim życiu. Jeślibyście mnie znali wtedy kiedy byłam chora, sparaliżowana i zobaczyli teraz - samo to już byłoby potwierdzeniem, że Bóg czyni cuda i Bóg daje łaskę - mówiła do wiernych sympatyczna Kostarykanka.
Floribeth zwiedziła liceum im. Marcina Wadowity, w którym maturę zdawał Karol Wojtyła, a także spacerowała po rynku, gdzie pokazano jej płytę upamiętniającą wizytę papieża Polaka w Kostaryce w 1983 r.
Na każdym kroku towarzyszyli jej wadowiczanie i turyści: "Proszę potrzymać ręce na moim dziecku!", "Proszę o autograf", "Proszę zapozować do zdjęcia" - wołano zewsząd.
- Jestem zdziwiona obecnością takich tłumów. Nie spodziewałam się tego. To bardzo serdeczni ludzie, bardzo się z tego cieszę i staram się im tym samym odwdzięczać - powiedziała Floribeth Mora Diaz.
Kobieta odwiedziła także muzeum Dom Rodzinny Jana Pawła II, gdzie wpisała się do księgi pamiątkowej. Długo odpowiadała na pytania wiernych. Powiedziała, że od początku pontyfikatu uważała Jana Pawła II za człowieka wyjątkowego, obdarzonego szczególną mocą oddziaływania na ludzi. Zapewniała, że wspiera ją w trudnych momentach i gdy dowiedziała się o śmiertelnej chorobie, jego wizerunek cały czas jej towarzyszył. Teraz często modli się do Boga za pośrednictwem świętego.
W poniedziałek o godz. 16.30 Floribeth Mora Diaz spotka się z wiernymi w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, a we wtorek po mszy św. o godz. 17 będzie prezentować swoją książkę w Centrum św. Jana Pawła II w Krakowie.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+