Chłopak był przerażony. Natychmiast zadzwonił najpierw na pogotowie, a zaraz potem wezwał na pomoc sąsiadkę.
- Gdy tylko zobaczyłam szary odcień jego skóry nie miałam złudzeń co do tego, że z Edkiem stało się coś strasznego. Próbowaliśmy go wprawdzie jeszcze cucić, ale już nie reagował - mówi Krystyna Szerszeń, sąsiadka.
Życia Edwarda Skrzypka z Dębicy nie udało się uratować również przybyłym ratownikom pogotowia mimo blisko 40-minutowej reanimacji.
Na miejscu błyskawicznie pojawili się strażacy. Gdy zaczęli badać poziom tlenku węgla, przecierali oczy ze zdumienia.
- Wskazówka miernika skoczyła momentalnie do oporu, osiągając 1000 ppm-ów, czyli jednostek stężenia tlenku. Tymczasem bezpieczna norma dla życia człowieka to stężenie do 35. Najzwyczajniej zabrakło skali w mierniku, z czymś takim jeszcze się nie spotkałem - mówi mł. bryg. Jacek Pawłowski, rzecznik prasowy dębickiej komendy PSP. Przyznaje, że szanse na uratowanie życia tego mężczyzny były praktycznie zerowe.
Strażacy zbadali również stężenie tlenku w mieszkaniach na I i II piętrze, znajdujących się bezpośrednio nad tym, w którym doszło do tragedii. U góry było bezpiecznie.
Spieszył się na dializy
Edward Skrzypek mieszkał na parterze trzykondygnacyjnego bloku przy ulicy Leśnej w Dębicy. Z zawodu był kierowcą, ale z powodu kłopotów ze zdrowiem przebywał od kilku lat na rencie.
- Nikt złego słowa na niego nie powie - mówi o zmarłym Krystyna Szerszeń, sąsiadka 66-latka. - Do rany przyłóż - kręci głową.
Rozmawiała z nim jeszcze pół godziny przed jego tragiczną śmiercią.
- Wypił u mnie kawę, pożartowaliśmy. Spieszył się na dializy. Chodził na nie trzy razy w tygodniu - dodaje. 66-latek wrócił do swojego mieszkania o 10.30. Poszedł jeszcze do łazienki, aby wykąpać się przed pójściem do szpitala. Ponieważ długo z niej nie wychodził i nie reagował na nawoływania, do środka postanowił wejść jego 19-letni współlokator.
Krystian Pinos uczy się w Technikum Geodezyjnym w Trzcianie koło Rzeszowa. U Edwarda Skrzypka mieszkał na stancji. On sam nazywa go swoim "dalekim wujkiem".
Przerobiony junkers
Przyczyną śmierci mężczyzny był najpewniej niesprawny junkers, który znajdował się w łazience.
Jak ustaliliśmy, Edward Skrzypek w miniony piątek poprosił znajomego o pomoc w naprawieniu szwankującego piecyka. Ten wymienił m.in. rurę odprowadzającą spaliny do komina. Zrobił to najprawdopodobniej niefachowo, przez co gazy, zamiast na zewnątrz, wydostawały się wprost do łazienki.
- Przesłuchujemy świadków i zbieramy materiał dowodowy - mówi Jacek Bator z dębickiej policji. - Jeśli będą ku temu podstawy, mężczyźnie zostaną postawione zarzuty o przyczynienie się do śmierci 66-latka - mówi policjant.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić!
Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!