Jako młody chłopiec chodził z kolegami na dawny obiekt Wisły z drewnianą trybuną. Znajdował się on przy al. 3 Maja, tuż za parkiem Jordana. W tamtych czasach (przełom lat 40. i 50. ubiegłego wieku) nie było problemu z wejściem. Woźny pilnujący obiektu przymykał oczy. Młodzież mogła się więc bawić, korzystając z licznych kryjówek. Młody Czuma hodował króliki. Mieszkał obok stadionu Cracovii. Króliki nosił jednak na boisko Wisły, jak podkreśla, aby "jadły słuszną trawę".
Wiślacki obiekt przy al. 3 Maja z drewnianą trybuną darzony był wielkim sentymentem. Pierwszy stadion Wisły powstał jednak na Oleandrach w kwietniu 1914 roku, a więc po 8 latach od założenia klubu. Niedawno minęło zatem 99 lat odkąd wiślacy mają swój dom.
Przy budowie pierwszego stadionu pracowała większość przedstawicieli klubu, w tym także piłkarze. Na inaugurację "Biała Gwiazda" pokonała 3:2 Czarnych Lwów. "Ilustrowany Tygodnik Sportowy" relacjonował: "Samo boisko, jako też trybuny, nie przedstawiają się zbyt świetnie. Boisko potrzebuje dużo jeszcze pracy, aby przyprowadzić je do właściwej wartości na zawody piłki nożnej. Również niekorzystnem jest umieszczenie trybun, z których nie da się objąć wzrokiem całego boiska. Należałoby więcej miejsca około boiska zostawić wolnego, bo takież zacieśnienie tego utrudnia grę".
Wiślacy byli mimo wszystko bardzo dumni z pierwszego obiektu. Nie cieszyli się jednak nim długo. Po wybuchu I wojny światowej piłkarze przekazali swoje tereny formującym się Legionom. W 1915 stadion strawił pożar. Dziś na miejscu pierwszego obiektu wiślaków znajdują się budynki Akademii Rolniczej i Biblioteki Jagiellońskiej.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości Wisła przystąpiła do odbudowy stadionu, ale już na terenach wzdłuż al. 3 Maja, za zachodnią granicą parku Jordana. Powstała tam drewniana trybuna z charakterystycznymi dwiema wieżyczkami, mogąca pomieścić ok. dwóch tysięcy widzów.
Do historii przeszedł mecz wiślaków z Cracovią w 1925 roku. Henryk Reyman, legendarny piłkarz Wisły, często do niego wracał. Przed spotkaniem miał nogę w gipsie, w piątek rano zdjął opatrunek, a w niedzielne popołudnie wyszedł na boisko. Mówiono, że po to, aby podtrzymać ducha bojowego w drużynie. Cracovia objęła prowadzenie 1:0, Reymanowi udało się wyrównać, ale do przerwy będące w znakomitej formie "Pasy" prowadziły 5:1.
Reyman później wspominał: "W szatni palnąłem do chłopców mówkę, po której mieli łzy w oczach". Powiedział wtedy słynne słowa: "Kto z was nie czuje się na siłach, aby w drugiej połowie meczu wydać z siebie wszystkie siły dla zmazania hańby, jaka w tej chwili wisi nad nami - to niech lepiej nie wychodzi na boisko. Nikt nie wymaga od was samych zwycięstw. Czasami i przegrać przychodzi. Ale każdy ma prawo żądać od was ambitnej i nieustępliwej walki. Nie dopuśćcie do tego, aby ludzie uznali was za niegodnych...
podania ręki". A tak Reyman zapamiętał drugą połowę: "Postanowiliśmy grać do upadłego. Walczyliśmy jak lwy, dochodziło się do każdej piłki, nie czułem bólu… wyrównaliśmy". Reyman w tym meczu zdobył cztery bramki, skończyło się wynikiem 5:5. Teraz jego słowa o nieustępliwej walce są mottem wiślaków. Zawieszono je w szatni "Białej Gwiazdy".
Do historii przeszedł też mecz z okazji jubileuszu 30-lecia Wisły w 1936 roku, w którym krakowianie pokonali 1:0 słynny angielski zespół Chelsea Londyn. - Radość była ogromna. Miałem wtedy osiem lat, ale do dziś pamiętam, jak Antoni Łyko strzela bramkę z rzutu karnego. Wtedy marzyłem, aby kiedyś też zagrać na tym stadionie - opowiada Leszek Snopkowski, były wieloletni piłkarz Wisły, z którą zdobywał mistrzostwo Polski w 1949 i 1950 roku.
Zobacz także:
Po wybuchu II wojny światowej obiekt Wisły przejął Wehrmacht i zajmował go przez cały okres stacjonowania niemieckich wojsk w Krakowie. W styczniu 1945 roku stadion znów zapełnił się krakowskimi kibicami. Po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego zagrały na nim jedenastki Wisły i Cracovii. Wiślacy wygrali 2:0. To było pierwsze spotkanie po wojnie. Nazwano je meczem wyzwolenia. Wielkim wydarzeniem było już to, że do krakowian dotarła wiadomość o tym spotkaniu.
- Wtedy nie było jeszcze prasy, nie działało radio. O meczu informowano pocztą pantoflową. Mimo to na stadionie zebrało się kilka tysięcy widzów - opowiada Ludwik Miętta-Mikołajewicz, prezes TS Wisła Kraków. Tamtej pamiętnej zimy miał 12 lat. Na mecz przyszedł z kolegami z Olszy. Szli na piechotę, bo wtedy nie działała jeszcze komunikacja miejska.
W 1946 roku wiatr zniszczył drewnianą trybunę z charakterystycznymi wieżyczkami. Postawiono co prawda na jej miejsce nową, ale to nie zaspokajało potrzeb klubu. - Stadion zazwyczaj był przepełniony. Młodzież oglądała mecze, obsiadając drzewa w parku Jordana - zapamiętał Leszek Snopkowski.
Na początku lat 50. podjęto decyzję o budowie nowego obiektu. Powstał on od strony ul. Reymonta, za międzywojennym stadionem. To była trzecia lokalizacja, która pozostała do dziś. Nowy stadion oddano do użytku w 1953 roku. W dużej części budowali go więźniowie. Powstał betonowy obiekt z kolumnadami za bramkami i nad zachodnią trybuną oraz dwiema wieżami na trybunie od strony parku Jordana.
- Zaczęła się brzydota. Stadion stracił charakter. Wszystko poszło w kierunku brutalizmu - ocenia Mieczysław Czuma.
Nowy obiekt "Białej Gwiazdy" nie był tylko stadionem piłkarskim. Rozgrywano na nim zawody lekkoatletyczne, tutaj kończyło się kilka etapów Wyścigu Pokoju. W latach 70. przede wszystkim był jednak świadkiem wspaniałych meczów Wisły. Od 1972 roku odbywały się one w blasku jupiterów.
Na spotkanie z Celtikiem Glasgow we wrześniu 1976 roku przybyła rekordowa liczba kibiców - było ich około 45 tysięcy. Wisła wygrała 2:0. - Nie da się opisać atmosfery, jaka panowała podczas tamtego spotkania. Dopingował cały stadion. Jak padły bramki, to kibice oszaleli z radości. Przyjechał wielki Celtic i został pokonany - wspomina Kazimierz Kmiecik, który w tamtym meczu wbił Szkotom obie bramki.
Lata 80. i 90. to zmierzch stadionu Wisły z czasów PRL-u. - Najgorsze co mi utkwiło w pamięci, to czas kiedy objąłem funkcję prezesa w 1989 roku i zastałem stadion zrujnowany. Nie było trybun od strony zachodniej. Były tzw. oczodoły. Nie mieliśmy środków, a trzeba było się brać za odbudowę obiektu. To był najtrudniejszy okres. Trzeba było namawiać firmy, które za półdarmo wybudują trybuny - opowiada Ludwik Miętta-Mikołajewicz.
Na zrujnowanym stadionie Wisły, kibiców i przyjezdnych szczególnie straszyły tzw. oczodoły, czyli wyrwy, jakie zostały po wyburzonych sektorach trybuny zachodniej. Bieda panowała także w szatni. - To były tak ciężkie czasy, że składaliśmy się na herbatę, żeby zimą było coś gorącego po treningu - przyznaje Tomasz Kulawik, były zawodnik Wisły, a obecnie jej trener.
W 2004 roku ruszyła budowa całkiem nowego stadionu. Powstał obiekt na 33 tys. widzów. Prace trwały aż siedem lat. Inwestycja pochłonęła 540 mln złotych.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+