32-letni Kiryłł, informatyk z Moskwy był przerażony „operacją specjalną”, jak Kreml nazwał atak na Ukrainę i udostępniał w sieci wpisy antywojenne. Zareagował na nie jeden z jego krewniaków, miłośnik Putina, który zalewał Kiryłła propagandowymi filmikami.
Któregoś dnia zapukali drzwi informatyka policjanci, zabrali go na komisariat i pokazali mu zrzuty jego Instagrama. Zrobiło się strasznie. Na szczęście gliniarze odpuścili, ale Kiryłł stał się ostrożniejszy z okazywaniem poglądów w sieci. Z krewniakiem kapusiem ma kontakt, ale umieścił go na czarnej liście na WhatsAppie.
Zakapował ją ... ojciec
Jeszcze gorszą przygodę przeżyła studentka z Moskwy Anna, na którą donos złożył jej … ojciec. Na komisariacie dowiedziała się o skardze ojca na to, że miała publikować antywojenne wpisy, dyskredytować armię Putina i wzywać do zabijania Rosjan.
Anna nie kryła, że publikowała różne posty, ale takich wezwań nie było. Co na to jej ojciec? Tłumaczył mętnie, że został wrobiony. Studentka postanowiła utrzymywać z nim chłodne relacje.
"Usłużna" dozorczyni
30-letnia Ksenia z Rostowa nad Donem już nie jest nauczycielką. Musiała napisać rezygnację z pracy, bo jej szefowie uznali, że jest źle nastawiona przeciwko państwu. Zaczęło się od tego, że kobieta najpierw namalowała na balkonie flagi rosyjską i ukraińską, potem rozklejała ulotki z napisem: „Nie dla wojny" przy wejściu do domu i w windzie. Reakcja policji była błyskawiczna. Usłyszała, że sąsiedzi nazywają ją terrorystką. Odpuścili jej, ale kiedy nie zaprzestała rozklejania ulotek donos złożyła na nią dozorczyni, załączając policjantom zdjęcia z kamer w windzie.
Kiedy Ksenia wróciła do szkoły jej kierowniczka oznajmiła, że jeśli jest tak nastawiona przeciw państwu, to nie powinna dla niego pracować. Kobieta żyje z zasiłku i ostrożnie dobiera osoby, z którymi rozmawia o trudnych sprawach. Ma dość Rosji, ale nie wie, czy wyjedzie z kraju, ma mętlik w głowie i zero oszczędności.
