Prace na drodze w Jurgowie rozpoczęły się w poniedziałek. - Najpierw zdarliśmy zniszczony asfalt, a teraz lejemy tam nowy - mówi Iwona Mikrut-Purchla, rzecznik prasowy krakowskiego oddziału GDDKiA. - Wiem, że może nie remontujemy zbyt dużego odcinka, ale to zawsze coś. W ostatnim czasie tą drogą jeździ bowiem bardzo dużo samochodów.
Droga prowadząca przez Jurgów to najkrótsze połączenie naszego kraju z wschodnią Słowacją. Jadą nią też wszystkie samochody zmierzające na Węgry czy Bałkany. - Dlatego cieszę się z tego remontu. Ta szosa była w złym stanie - mówi Ladislaw Bohoc, mieszkaniec słowackiej Levoczy, którego spotkaliśmy wczoraj na drodze.
Radości Słowaków nie podzielają mieszkańcy samego Jurgowa. - Dobrze, że drogę remontują, ale to trochę robota głupiego - mówi Jan Pluciński, miejscowy gazda. - Przecież poprzedni remont (kosztował 13 mln zł - przyp. red) miał tu miejsce sześć lat temu. Wówczas nowy asfalt wytrzymał dwa lata.
Później pojawiły się pęknięcia. "Gazeta Krakowska" w czerwcu 2011 r. pisała, że droga w Jurgowie jest cała popękana i drogowcy muszą pokryć ją łatami. GDDKiA wyjaśniła wówczas problem szybkiego zużywania się szosy. Budowana w latach 60. droga na końcowym odcinku jest źle umocniona. Drogowcy w PRL-u wysypali ją ziemią zamiast żwirem. Dziś, by zagwarantować, że nie będzie pękać, trzeba by zbudować ją całkowicie od nowa. Na to nie ma pieniędzy.
- Droga jest za słaba, by jeździły po niej ciężkie tiry. One mają na ten odcinek zakaz wjazdu, bo dosłownie go rozjeżdżają. Droga pod ich ciężarem rozchodzi się na boki - mówił wówczas Paweł Polaczek z nowotarskiego oddziału GDDKiA. Niestety, mimo częstych kontroli policji, tiry nadal tam jeżdżą.
- Dokładnie. Tak właśnie jest - mówi Dawid Bigos, mieszkaniec Jurgowa. - W poniedziałek wieczorem widziałem, jak po wylanym już nowym asfalcie przejechało sześć tirów wiozących ze Słowacji ładunki drewna. Nie ma na nich siły. Łamią zakaz wjazdu, bo dzięki temu o 50 km skracają sobie drogę do Polski. Teraz ten nowy asfalt też rozjadą, chyba że policja się za nich weźmie.
Mundurowi wzruszają jednak ramionami. - Znamy sprawę, ale nie możemy być w Jurgowie cały czas - mówi Kazimierz Pietruch, z zakopiańskiej policji. - Osoby jadące z drewnem są cwane. Często zanim pojedzie tamtędy tir, przed nim jedzie samochód osobowy, który sprawdza, czy ma "czystą" drogę. Jeśli nie, ciężarówka czeka, aż nasz patrol odjedzie.
Zapowiada się więc, że w najbliższych latach policja i kierowcy tirów znów będą bawić się w ciuciubabkę. A asfalt znów zacznie pękać.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+