Dwa lata temu pani Joanna dostała na swoje urodziny najpiękniejszy prezent - urodziła się jej córeczka. Szczęście było tym większe, że dziewczynka była okazem zdrowia. Z dnia na dzień mała blondyneczka rosła w oczach rodziców. Szybko zaczęła raczkować i stawiać pierwsze kroki, chwilę później wykrzykiwała już „mama!”.
Rodzice mogli odetchnąć z ulgą. Pola urodziła się bez wady genetycznej, którą została obciążona ich starsza córeczka, sześcioletnia Ola. Dziewczynki wychowywały się w Krakowie i byłoby tak do dziś, gdyby nie to, że dwuletnia Pola od dwóch miesięcy walczy o swoje życie. Zamiast pokoju widzi salę szpitalną, zamiast starszej siostry - lekarzy. A do tego jeszcze chemioterapia.
- Wszystko zaczęło się tuż po świętach Bożego Narodzenia. Zobaczyliśmy, że oczko Poli wygląda trochę inaczej, więc pojechaliśmy do Szpitala im. Żeromskiego - wspomina Joanna Dubiecka. - Lekarze powiedzieli, że to zaćma i żeby szybko jechać do Katowic - dodaje, więc ruszyli od razu. Nie wiedzieli tylko, że w papierach okulistka w Katowicach wypisała wyrok: retinoblastoma - nowotwór złośliwy oka. Wrócili do Krakowa i zaczął się pierwszy dzień walki Poli o wzrok, oko i życie. Dziewczynką zajęli się krakowscy okuliści z Oddziału Klinicznego Okulistyki i Onkologii Okulistycznej w Krakowie oraz onkolodzy z Kliniki Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego. Teraz mijają dwa miesiące, odkąd małej podano pierwszą chemię.
- Pola trzyma się dzielnie, ale dużo płacze, zwłaszcza po badaniach - przyznaje pani Joanna. A ostatnie wyniki nie były dobre. Mimo że guz minimalnie się zmniejszył, lekarze nie dają szans na utrzymanie oczka. Powiedzieli jasno: jedynym sposobem poradzenia sobie z rakiem jest usunięcie oka i wyznaczyli termin na 16 marca. Ale rodzice nie chcą się na to zgodzić i walczą o zdrowie córki dalej.
- Najgorsze były telefony od osób, które złożyły mi kondolencje. A przecież ani przez chwilę nie zwątpiliśmy w to, że Polusia jeszcze wyzdrowieje i nie będziemy musieli wycinać oczka - mówi pani Joanna. Rodzice napisali listy do specjalistów z całego świata. Szansę na skuteczne leczenie dał najlepszy na świecie specjalista od siatkówczaka - dr David Abramson z Nowego Jorku. 95 procent leczonych u niego dzieci pokonuje nowotwór. Taka terapia kosztuje jednak 1,5 mln zł.
Tymczasem, żeby mieć łatwiejszy dojazd do szpitala, rodzice przeprowadzili się do Wieliczki. Stamtąd do Prokocimia jedzie się dużo szybciej. O cztery lata starsza Ola musiała zostać w Krakowie. Teraz bawi się z dziadkami i niecierpliwie czeka, aż siostra wyzdrowieje.
I nie tylko ona. Cała rodzina, bliscy i znajomi zaangażowali się w poszukiwanie pomocy. - Teraz najważniejsze jest to, żeby zebrać pieniądze i umożliwić Poli leczenie w Stanach. Do operacji zostało jeszcze 9 dni, ale wszyscy nam kibicują. Wierzymy, że nawet dzięki pojedynczym wpłatom na konto Polusi w fundacji uda nam się ją uratować - przyznaje mama Joanna.
Rodzice proszą o wpłaty na konto: Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374. Tytułem: „435 pomoc w leczeniu Poli Zabierzowskiej” .
Wpłaty zagraniczne: PL31109028350000000121731374 swift code: WBKPPLPP. Można też przekazać 1 procent podatku: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”, KRS0000382243, cel szczegółowy: „Pomoc dla Poli Zabierzowskiej”.