https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzieci Jamrów nie piszą sprawdzianów. Uczą się, gdy chcą

Katarzyna Gajdosz-Krzak
Arch. rodzinne Jamrów
Anna i Szymon Jamrowie nie posyłają swoich dzieci do szkoły. Uczą je w domu i na wycieczkach. Decyzję ministerstwa o obcięciu subwencji na edukację domową uznają za niesprawiedliwą

Szymon Jamro ze Stróżowki koło Gorlic nigdy nie miał wątpliwości, że edukacja domowa, jest najlepszą formą nauki. Jego żona Anna nie była przekonana, ale zgodziła się uczyć swoje dzieci w domu.

Przyjemność nauki

- To była najlepsza decyzja w naszym życiu - mówią dziś zgodnie.

Ich dzieci również są zadowolone. Zwykle słyszą od swoich rówieśników słowa zazdrości. - W końcu nie musimy jak oni pisać sprawdzianów i mamy więcej wolnego czasu - przyznaje 11-letni Seweryn.

Maksymilian (12 lat), Seweryn (11 lat), Wiktoria lat 9 i pięcioletni Krzysztof zgodnie z przepisami, choć nie chodzą do szkoły, muszą być do jakiejś zapisani. Rodzice wybrali dla nich placówkę w Koszarawej koło Żywca, która pod opieką ma więcej takich uczniów. Ich dzieci muszą w szkole zdać egzamin z podstawy programowej na koniec roku.

- Opanowanie tej podstawy zajmuje nie więcej niż cztery miesiące - przyznaje pani Anna, utwierdzając w przekonaniu, że w edukacji domowej można osiągnąć więcej.

Wolny czas wolą wykorzystywać na przyjemności, które dostarczają dzieciom dodatkowej wiedzy i umiejętności. W praktyce wygląda to tak, że pani Anna przygotowuje swoim „uczniom” materiały potrzebne do opanowania podstawy programowej, a dzieci uczą się jej najczęściej zimową porą.

Gdy robi się cieplej, więcej czasu spędzają poza domem.

- Możemy jeździć na wakacje, gdy inni muszą chodzić do szkoły. Zabieramy ze sobą książki i jak trzeba uczymy się w trasie. Bez ograniczeń - mówi Maksymilian.

Rodzice wymyślają wycieczki zgodnie z zainteresowaniami dzieci. Gdy uczyli się przyrody, wyjeżdżali do zoo, parków narodowych czy choćby w góry, na łąki, gdzie zbierali kwiaty i liście, a następnie sprawdzali w zielnikach rozpoznane gatunki roślin. - Stawiamy na praktyczne poznawanie świata. To o wiele ciekawsze - mówią.

Będąc we Francji odwiedzili grób Fryderyka Szopena czy Marii Curie Skłodowskiej, wcześniej zapoznając się z ich biografiami. - Chcemy pokazać dzieciom ważne osobistości i jaką drogę musieli przejść, żeby odnieść sukces - mówi Anna Jamro, dodając, że amerykańskie badania dowodzą, że dzieci, które przeszły edukację domową osiągają w życiu znacznie więcej.

Rodzina wykorzystuje też możliwości, jakie daje jej couchsurfing. Polega to na tym, że zapraszają do domu obcokrajowców. Gościli już osoby z Gwadelupy, Holandii, Chin. W ten sposób mają okazję poznawać obce kultury i praktykować język angielski. - Gdy chcemy wyjechać wspólnie, wybieramy wymianę domów. W ten sposób łatwiej podróżować dużej rodzinie - mówi pani Anna.

Jamrowie mają jeszcze dwójkę młodszych dzieci - czteroletnią Olę i dwulatka Konstantego. Kolejna pociecha jest w drodze. Choć maluchy nie muszą, chętnie towarzyszą rodzeństwu podczas lekcji.

Szkołom się to nie opłaca

Ministerstwo Edukacji Narodowej zdecydowało niedawno o obcięciu subwencji oświatowej o 40 proc. na dzieci korzystające z edukacji domowej.

- Moje dzieci są zapisane do szkoły, bo taki jest obowiązek. Szkoła z tego tytułu ponosi dodatkowe koszty - stwierdza Jamro.

Nie tylko organizuje końcowy egzamin, ale również warsztaty i konsultacje dla rodziców. Pieniądze z subwencji przeznacza także na warsztaty tematyczne dla dzieci.

- Teraz, obawiam się, że nie będzie na to środków ­- martwi się Szymon Jamro, uznając, że to nierówne traktowanie obywateli, co jest sprzeczne z Konstytucją RP.

- Czy z tego tytułu, że na moje dzieci jest niższa subwencja, będę płacił też mniejsze podatki? - pyta retorycznie.

Receptą na poprawę jakości szkolnictwa widzi w jego sprywatyzowaniu.

- A przynajmniej wprowadzenie bonu oświatowego - dodaje. - Rodzice dostawaliby od państwa bon w wysokości obecnej subwencji i mogli nim dysponować na cele edukacyjne swoich dzieci.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Piszecie artykuł o rodzinie ludzi oderwanych od rzeczywistości. Który wszystko wie lepiej niż społeczeństwo a ich dzieci żyją w izolacji od norm panujących na około. I czym tu się chwalić. Takim ludziom powinno się odbierać dzieci.
M
Mecenas
Jak w tytule - albo autor "Polak" nie wie jaki jest poziom nauki we współczesnej szkole albo jego komentarz podyktowany jest piastowanym etatem w ministerstwie edukacji
P
Polak
Uważam, za to bez sensu. Po to jest szkoła zeby tam dzieci sie uczyły a nie w domu. Co innego kiedy dziecko jest niepełnoprawne.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska