Wielu pacjentów nie zgłasza się na umówione wizyty w poradniach lekarskich. Nie uprzedzając o tym przychodni, zabierają innym szansę na szybką diagnozę, która może niektórym ocalić życie. - W poradni endokrynologicznej w jednym tylko dniu na umówioną wizytę nie zgłosiło się blisko 20 procent zarejestrowanych. W poradni ortopedycznej swoich wizyt nie odwołało ponad 15 procent pacjentów - wylicza Beata Stępień, kierownik działu organizacji i nadzoru szpitala w Gorlicach.
Płacą, bo tak jest szybciej
Powodem długiego oczekiwania na leczenie jest przede wszystkim brak specjalistów. W Polsce na tysiąc osób przypada ich zaledwie dwóch, podczas gdy w innych krajach Europy - pięciu, a nawet ośmiu. - Płacimy składki zdrowotne, a system wymusza na nas wizyty prywatne, bo gdyby człowiek miał czekać miesiącami na wizytę, mógłby się wykończyć - oburza się Danuta Skulska z Gorlic.
Pani Danuta, nie doczekawszy się na wizytę w poradni endokrynologicznej, gdzie czas oczekiwania to pięć miesięcy, zaczęła leczyć się prywatnie. - Każda wizyta to 70, a czasem 100 złotych - wylicza. - A przecież są jeszcze lekarstwa do wykupienia - dodaje.
Dawcy krwi też w kolejce
Kiedyś praktycznie bez potrzeby oczekiwania mogli z porad lekarskich korzystać honorowi dawcy krwi. Teraz i oni muszą swoje odczekać. - Mój mąż, Kazimierz, oddał już ponad 40 litrów krwi - mówi Lucyna Salonom z Biecza. - Teraz jednak jedyny zysk z tego jego poświęcenia to możliwość bezpłatnego zaparkowania samochodu przed szpitalem - dodaje.
Do poradni ortopedycznej pan Kazimierz musiał czekać ponad cztery tygodnie, nie pomogła nawet jego czerwona książeczka dawcy krwi.
Pani Lucyna jest pacjentką poradni dermatologicznej w przyszpitalnej przychodni. Teraz można się tam zarejestrować na koniec sierpnia. - Ja czekałam na pierwszą wizytę trzy miesiące - opowiada. - Nie stać mnie na korzystanie z prywatnych przychodni, muszę więc być cierpliwa.
Jak zatem wyjść z impasu?
Pacjenci często zapominają o terminie, czasem przyczyny losowe uniemożliwiają stawienie się w poradni. Jednak niektórzy nie dbają, by choćby telefonicznie odwołać wizytę u lekarza. - W sposób oczywisty dezorganizuje to pracę, nie mówiąc już o tym, że na ich miejsce mogliby zostać umówieni inni oczekujący w kolejce - mówi dyrektor szpitala w Gorlicach, Marian Świerz. - Wielu pacjentów po uświadomieniu sobie, że zapomnieli o terminie wizyty, próbuje „na siłę” wcisnąć się potem do kolejki - komentuje.
Pojawiają się różne nieprawdopodobne historie, emocje, próba zrzucenia winy na szpital. - Wydaje się, że czynnikiem mobilizującym mogłaby być choćby minimalnej wysokości opłata będąca karą za niestawienie się na umówioną wizytę - stwierdza Marian Świerz. - Myślę, że świadomość tej opłaty w znacznym stopniu zlikwidowałaby ten problem - kończy dyrektor.