Spotkałem go niedawno kawałek od domu nad brzegami Nidy. I pewnie nie zwróciłbym nań uwagami, gdyby nie zatrzęsienie niebieskawych kwiatów. Len to sięgające pasa rośliny o sztywnej łodydze, drobnych liściach przypominających ostrze scyzoryka. i charakterystyczna gęstwina modrych kwiatów.
Len udawał się na prawie każdej glebie, a wszystkie części rośliny do czegoś wykorzystywano. Nasiona używano na doskonały olej, który dał początek farbom i pokostom zwanym do dzisiaj lnianymi. Wytłoki zjadały zwierzęta, a ludzie okraszali olejem kaszę. To były kulinaria. Teraz najważniejsze zastosowanie, z którego len był słynny. Powiązane w duże snopy łodygi rzucano do wody, by zgniły. Wiosną wyciągano pęki długich włókien, z których po oczyszczeniu powstawały sznurki, nici i tkaniny. Lniane tkaniny chłodziły ciało w upalne dni i dawały ciepło zimą. Prawie jak jedwab, choć nieporównywalnie tańszy. I równie dobrej jakości. Najlepsze karty czerpanego papieru wyrabiano ze lnianych gałganów. Nic się nie marnowało.
Teraz lnu można szukać ze świecą. Wyparła go bawełna, a na papier tniemy drzewa. I nie ma, czym okryć grzbietu czy grządki ozdobić.
