
Na rynek pracy wchodzą coraz mniej liczebne roczniki z niżu demograficznego z początku obecnego stulecia , a karierę zawodową kończą o wiele obfitsze roczniki z demograficznych wyżów z połowy lat 50. (mężczyźni) i początku lat 60. (kobiety) XX wieku; mówiąc najprościej: nie ma kto zastąpić starszych pracowników, bo młodych jest zbyt mało i w dodatku wymagają gruntownego przeszkolenia, które trwa.

Skoro już teraz zatrudnienie jest niemal na takim samym poziomie, jak przed pandemią i wielu firmom brakuje pracowników (rekrutacje planuje m.in. 80 proc. krakowskich firm IT oraz większość firm świadczących globalne usługi biznesowe) , to jest bardziej niż pewne, że za kilka miesięcy, gdy zamrożone dziś sektory gospodarki zaczną wracać do normalności, deficyt pracowników będzie znacznie dotkliwszy.

Realnie pracuje w Małopolsce 808 tys. mężczyzn (64 proc. ogółu) i zaledwie 654 tys. kobiet (47 proc.). Jest tak, choć Małopolanek jest w sumie aż o 110 tys. więcej niż Małopolan. Jeszcze większe dysproporcje występują na małopolskiej wsi: pracuje tam 62 proc. ogółu mężczyzn (powyżej 15 lat) i zaledwie 42 proc. kobiet.

Głównym powodem tego stanu rzeczy jest obniżenie przez PiS ustawowego wieku emerytalnego kobiet do 60 lat. Drugim – dłuższe średnie życie kobiet (wśród emerytów, zwłaszcza 80 i 90-latków, jest ich nawet kilka razy więcej niż mężczyzn). Trzecim – tradycyjny model rodziny, przede wszystkim na wsi na wschodzie i południu regionu. Kobiety częściej wybierają tam „karierę” gospodyni domowej lub/i opiekunki do dzieci (oraz – często równolegle - schorowanych rodziców/dziadków), albo są do tego przymuszane. Dlatego ich ogólna aktywność zawodowa jest zdecydowanie niższa niż w miastach, o Krakowie nie wspominając. W metropoliach – niewielka, ale jednak większość - pań pracuje.