Aby stało się to w roku 2030 (a tak wieszczą cytowani przez chwalców władzy prorocy) nasza gospodarka musiałaby przez 12 lat rosnąć w średnim tempie 10 proc. rocznie, a konkurencyjne - w tym włoska - stać w miejscu. Sęk w tym, że tak szybko nie rósł przez ponad dekadę żaden kraj w Europie. Z globalnych tuzów najlepszy średnioroczny wynik odnotowały Chiny: w latach 1990-2007 rosły średniorocznie o ponad 10 proc. Ale ostatnio nie mogą przebić 7 proc.
Co ciekawe (i irytujące), Polska najszybciej goniła G-8 „za Tuska”. Unia pogrążyła się wtedy w dwóch megakryzysach (najpierw globalny, potem strefy euro) i rosła średnio o 0,5 proc. rocznie. Strefa euro pełzała - o 0,2 proc. A myśmy skalali - po 3,2 proc. rocznie. W ostatnich dwóch latach, dzięki najlepszej od 20 lat globalnej koniunkturze, rośniemy średnio o 3,5 proc. rocznie, a reszta Unii o 2,1 proc. (strefa euro o 2 proc.). A to wydłuża naszą drogę do „mocarstwa” o ładnych kilka pokoleń marzycieli.
Skrócić ją mogą tylko wybitnie przedsiębiorczy realiści.
ZOBACZ KONIECZNIE:
Miss Studniówki 2018. Zobacz najpiękniejsze dziewczyny!![]() | Nie znasz tych miejsc? Nie jesteś krakusem QUIZ![]() |
Ile tak naprawdę zarabiają kasjerzy? Wcale nie tak mało!![]() | Najlepsze dzielnice w Krakowie? RANKING![]() |