W środę Krzysztof Bartkowski ze swą żoną Moniką pojechali kupić trzecią maszynę do kręcenia lodów. Produkcja, nadzorowana przez mamę Janinę Bartkowską - wspólniczkę i strażniczkę dziadkowych receptur, nie nadążała z wyrobem lodów. Bartkowscy tydzień temu otworzyli, a może raczej reaktywowali po 35 latach, legendarną dla pokolenia dzisiejszych 50-latków lodziarnię Miś. Dzieło życia dziadka Henryka.
Zaczęli od dwóch punktów. Maleńkiego przy ul. Lwowskiej, gdzie do 1980 roku była lodziarnia dziadka i na ul. Długoszowskiego, w pobliżu skansenu. Tam obok kafejki z lodami działa ich wytwórnia. Nie minął tydzień, a Krzysztof nabrał takiego rozpędu, że już kupuje trzecią maszynę, żeby otworzyć kolejną lodziarnię (nie chce powiedzieć, gdzie).
Jego ambitne plany są dalekosiężne. - Chcę mieć punkty sprzedaży Misia na każdym sądeckim osiedlu - mówi. A tych osiedli jest w Nowym Sączu aż 25. Szansy na sukces wnuk Henryka Bartkowskiego upatruje w stosowaniu wyłącznie naturalnych składników. Żadnych gotowych mieszanek i baz do robienia lodów.
Dziadek przekazał synowi Kazimierzowi, ojcu pana Krzysztofa kilka istotnych rad, które były tajemnicą jego sukcesu od lat 50. do 80. minionego wieku.
- Ważne jest na przykład, u kogo zaopatrujemy się w mleko. Więc bierzemy je z tej samej mleczarni co dziadek. Bogu dzięki przetrwała do dziś. Dziadek mówił, że tylko ich mleko nadaje lodom odpowiednią konsystencję - mówi Krzysztof. - Dalej ważne są jaja. Dziadek używał wiejskich, my niestety nie możemy. Bazę robimy sami. Maszyna w ciągu 10 minut kręci sześć do ośmiu kilo lodów. Dodatki smakowe też są naturalne - świeże owoce, bez barwników i wzmacniaczy smaku - opowiada.
Henryk Bartkowski, lodziarz samouk, uczył się przepisów z książek. Potem w ręcznej maszynie kręcił lody przez całą noc. Następnie pakował na wózek i stawał w atrakcyjnych miejscach miasta. Dorobił się własnej lodziarni przy Lwowskiej 12, którą prowadził do przełomu roku 80/81. Wtedy biznes napotykał już na coraz większe trudności. Dobrych lodów nie było z czego ukręcić.
Przypadek sprawił, że 35 lat później jego wnuk Krzysztof podarował mamie domową maszynkę do lodów. - Mama podjęła się odtworzyć smaki lodów dziadka. Wyszło pysznie, więc uznałem, że przyszedł czas na powrót Misia - mówi Krzysztof.
Pierwszy sukces już mają. Po tygodniu cały Sącz mówi o Misiu.