Gdy wybór się dokonał, Ewa ruszyła drogą, którą pokonuje wiele dzieci. Została zapisana do szkoły muzycznej w Gorlicach. Z czasem skrzypce zamieniła na trochę większą, posiadająca niższy, głębszy i łagodniejszy ton - altówkę.
- Chyba altówka bardziej odpowiada mojej osobowości - mówi Ewa.
Po szkole w Gorlicach przyszedł czas na pogłębienie wiedzy i umiejętności w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Nowym Sączu.
- Cały czas patrzyłam na siebie jak na muzyka klasycznego - opowiada Ewa. - Ale miałam też czas, gdy stałam się członkiem zespołu rockowego. Tak może trochę przez przypadek, ale bardzo miły w sumie - dodaje z uśmiechem.
Ten zespół to znana w Gorlicach formacja Back OFF. Ewa trafiła do niego poprzez znajomość z jednym z muzyków. - Oni szukali uzupełnienia składu a ja jakieś wyzwania - relacjonuje. - To był dla mnie bardzo ciekawy okres. Koncerty, kontakt z publicznością i nagrania w studio. Taki trochę okres buntu - dodaje.
Rockowa kapela i obowiązki z nią związane nie wpłynęły na rozwój klasycznych umiejętności.
- Szkoła oczywiście stawiała swoje wymagania, którym musiałam sprostać - mówi Ewa. - By podnosić swoje umiejętności, uczestniczyłam też w organizowanych w Gorlicach przez członków kwartetu Camerata kursach mistrzowskich - dopowiada.
To kursy sprawiły, że Ewa wybrała po maturze kierunek na Białystok i tamtejszy Uniwersytet Muzyczny.
- Zastanawiałam się nad wyborem uczelni - opowiada. - Pewnie wygodniej byłoby gdzieś bliżej, ale właśnie w Białymstoku wykładowcą jest profesor Piotr Reichert, jeden z muzyków Cameraty. To właśnie on zasugerował mi tamtą uczelnię - dopowiada.
Z dala od domu młoda kobieta szlifowała swoje umiejętności. Pod koniec studiów zdarzyło się coś, co w znaczący sposób ukierunkowało jej dalszą karierę.
- Wracaliśmy w kilka osób samochodem na południe - opowiada. - Tak się złożyło, że jechał z nami krakowski lutnik, rozmawialiśmy o muzyce, o przyszłości - dodaje.
W pewnym momencie mężczyzna tak od niechcenia rzucił: - Ewa, załóż kwartet smyczkowy, to teraz dobry czas.
Myśl o kwartecie została zasiana i kiełkowała. W Białymstoku razem z nią studiowała koleżanka ze szkoły w Sączu, grająca na skrzypcach Joanna Kiełbasa. Było ich więc już dwie. Kolejna do składu to pochodząca z Nowego Targu, studiująca we Wrocławiu wiolonczelistka, z czasem zastąpiła ją krakowianka, Joanna Szczepaniak. Skład uzupełniła druga skrzypaczka Martyna Bulzak. Dziewczyny wspólnie uznały, że najlepsza dla nich nazwa to Kwartet Galicyjski.
- Zaczęło się wspólne granie, próby w Nowym Sączu lub Krakowie - opowiada Ewa. - Pierwsze koncerty, początkowo oparte głównie o repertuar klasyczny, ale też filmowy i trochę grania rozrywkowego. Taką pierwszą jaskółkę tego, co teraz robimy, była moja kompozycja, oparta o utwór z folkloru Podhala Pośli Śwarni Chłopcy. Okazało się, że taka muzyka bardzo podoba się widzom - dodaje.
Zespół zaczął skręcać w stronę muzyki folkowej. - Nie zaniedbujemy oczywiście klasyki, ale właśnie folk to teraz nasza podstawa - mówi Ewa. - Taka muzyka znajdzie się na naszej pierwszej płycie. Będzie miała tytuł Folkomania. Jest naszym autorskim dziełem, choć silnie inspirowanym muzyka i światem, który nas otacza. Będą na niej dwa bardzo lokalne akcenty. Fantazja Magurska i Czarne - dopowiada.
Płyta to owoc naprawę ciężkiej pracy, dziewczęta przecież mają swoje życie i prywatne i zawodowe. - Wiele godzin poświęconych kompozycjom - mówi Ewa. - Niezliczone ilości prób, godziny stania w korkach, aby dostać się na wspólne próby. Godziny nagrań w studio, gdzieś pomiędzy pracą, studiami płaczem dziecka, owocują teraz wydaniem płyty - dodaje z wypiekami na twarzy.
Płyta to muzyka inspirowana folklorem Pogórza, Lachów Sadeckich Górali i Krakowiaków.
ZOBACZ KONIECZNIE:
WIDEO: Mówimy po krakosku
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto