Burmistrz twierdzi, że jego działania były konieczne, bo istnieje realne zagrożenie zdrowia i życia, czyhające na przechodzących pod oberwiskiem skalnym w parku.
- Do tej pory kluczyki do rogatek, które burmistrz umieścił na tej drodze, miała straż, pogotowie, były też w ratuszu. Teraz klucze do barykad są u Pana Boga, bo jeśli coś złego się wydarzy, nikt nie będzie w stanie nam pomóc - żali się Alicja Szufnara.
Szufnarowie zaprosili na święta swoją rodzinę ze Strzeszyna. Miała przyjechać schorowana, niepełnosprawna, prawie dziewięćdziesięcioletnia matka z bratem, który nie ma swojej rodziny. Niestety, rodzina Szufnarów nie spotka się w święta, bo przeszkodą do tego, by mogli wspólnie zasiąść przy wigilijnym stole, stały się właśnie barykady.
- Nawet jeśli wjechalibyśmy do parku, to nie przedostaniemy się do domu, a mama nie może chodzić o własnych siłach - dodają Szufnarowie.
Po stronie Szufnarów murem stoi wielu mieszkańców ulicy Kwiatowej, którzy tędy chodzą do pracy i do szkoły, albo po prostu spacerują tym szlakiem.
- Mieszkam tutaj od sześćdziesięciu czterech lat, od czasu kiedy wyszłam za mąż. Mąż ma osiemdziesiąt pięć lat i od dziecka chodził tą drogą. Tędy do szkoły i pracy chodziły nasze dzieci. Teraz, gdy siły już nie te, mąż zrobił mały wózek, którym raz w tygodniu woziliśmy sobie zakupy do domu. Teraz zostaliśmy odcięci od świata, nie wiem, którędy będziemy chodzić do miasta, po zakupy, do lekarza - żaliła się nam Stanisława Pierz.
Od dziesięciu lat z tej drogi korzysta Roman Gubała.
- Zainteresowałem się tą sprawą, bo jestem tu stałym bywalcem. Korzystam z tego dobrego parkowego mikroklimatu, bo jestem po dwóch zawałach. Wszędzie mury się burzy, a tu się buduje. Przykra sprawa, powinno się rozwiązać to inaczej. Jeśli miasto nie chce brać odpowiedzialności za zdrowie i życie ludzi, to niech wstawi tu tablicę z informacją, że przejście odbywa się na własną odpowiedzialność - dodaje Roman Gubała.
W spacerach towarzyszy mu Stanisław Honek, również rekonwalescent po chorobach serca.
- Zdrowotnie sobie tutaj chodzę, bo mam kłopoty z sercem. Chodzimy tutaj, bo latem jest przyjemnie, chłodno i przede wszystkim ciszej niż w głównej części. Nie powinno się takich rzeczy robić. Nie można ludziom zabierać dojazdu do domu, trzeba im stworzyć alternatywę - dodał.
Na temat zamknięcia drogi przez Park Miejski rozmawialiśmy z burmistrzem.
- Podjęliśmy decyzję o takim zabezpieczeniu przejścia, bo istnieje realne zagrożenie zdrowia i życia. Tablica z informacją o przejściu na własną odpowiedzialność może być zamieszczona przy zniszczonych schodach, gdzie można się potknąć, a nie przy oberwisku skalnym, gdzie spadające kamienie mogą zagrozić życiu przechodniów - przekonywał.
Kazimierz Sterkowicz twierdzi, że miasto ma opinię geologiczną i dwie opinie firm zajmujących się stabilizacją tego typu oberwisk skalnych.
- Wynika z nich jasno, że przeznaczenie nawet dziesięciu milionów złotych nie da stu procent pewności, że zatrzyma się proces obrywania skał. Musimy więc szukać innego rozwiązania i o takim chcielibyśmy rozmawiać między innymi z państwem Szufnarami.
Do tej pory miasto proponowało Szufnarom dowóz dzieci do szkoły, wykup gruntu pod ścieżkę rowerową, wykup całego gospodarstwa, przydział mieszkania w nowym bloku na Korczaka. Na żadną z propozycji nie przystano.
Z jednej strony trudno się dziwić, że związani z gospodarstwem i żyjący z niego mieszkańcy nie chcą opuszczać ojcowizny, z drugiej strony dojazd do posesji musi być. Zamkniecie drogi w tak brutalny sposób, przed samymi świętami, można uznać za złośliwość - twierdzą mieszkańcy. Burmistrz uważa, że aby sprawę rozwiązać, mieszkańcy tej części Sokoła muszą pozwolić sobie pomóc.
Na razie wiadomo, że miasto przygotowuje wniosek o środki powodziowe, by przedłużyć ulicę Kwiatową jako ścieżkę pieszą, a na wysokści ronda w Gliniku już w 2010 roku wybudować kładkę.