Dwie dekady działalności, dziesiątki zdartych butów, poobijanych pałeczek, kilometry materiałów zużytych do szycia strojów – tak w skrócie można byłoby podsumować techniczną stronę dwóch dekad działalności zespołu Domino. O tej artystycznej można byłby się rozpisywać znacznie dłużej, bo dziewczyny uświetniają większość lokalnych imprez i uroczystości, ale głośno bywa o nich także daleko poza Gorlickiem.
- Dzisiaj w szeregach mażoretek są córki dziewczyn, które debiutowały w 2003 roku – wspomina Roman Korbicz, dyrektor Ośrodka Kultury Gminy Gorlice.
Od czegoś trzeba przecież zacząć
Pierwszych układów uczyli się z nagrań video. Kolejne tworzyli już sami. Jak im wyczucie fantazja podpowiedziały. Komuś spodobała się melodia z „Różowej Pantery”…
- Natychmiast zaczęło się wymyślanie choreografii do muzyki. Tak samo było z kankanem czy hawajskimi pokazami – dodaje jeszcze.
Grupa Domino reprezentowała kraj również podczas zagranicznych występów – na Słowacji Ukrainie, w Rumunii. W kraju najwięcej laurów przywożą z Mistrzostw Mażoretek Polski Południowo-Wschodniej w Pustkowie-Osiedlu. Zespół cały czas się zmienia. I nie chodzi tylko o członkinie.
- Niedługo przed pandemią zdecydowaliśmy o powołaniu dwóch młodszych grup – wspomina dyrektor Korbicz.
Efekt jest więc taki, że na scenach pojawiają się zarówno nastolatki, jak i kilkulatki. O ile te starsze zachwycają kunsztem i gibkością w tańcu, to młodsze rozczulają zaangażowaniem, szczególnie w trakcie „Kaczuszek”, które za każdym razem są najgłośniej oklaskiwanym występem.
Dużo pracy, jeszcze więcej korzyści
Dominikowickie mażoretki specjalizują się w dwóch kategoriach występów – tańczą do muzyki granej przez orkiestrę, ale też do tradycyjnych podkładów.
- Na podstawie własnej historii, przeżyć i doświadczeń mogłabym napisać całkiem sporą książkę – opowiada Karolina Szymczyk, była już członkini zespołu.
Jej przygoda zaczęła się, gdy była w piątek klasie. Zakończyła zaś na drugim roku studiów. I gdyby nie to, że dorosłość, że sesje i egzaminy, nowe obowiązki, to pewnie tańczyłaby znacznie dłużej.
- Nauczyłam się całkiem przydatnej później sztuki robienia makijażu w jadącym autobusie. To samo zresztą dotyczy manicure – mówi ze śmiechem. - A tak poważnie, to w mażoretkach nauczyłam się odpowiedzialności, zorganizowania, nawiązywania kontaktów. Wyniosłam też przyjaźnie na długie lata, wyczulenia na muzykę, taniec. Generalnie na sztukę – podkreśla.
