FLESZ - Rośnie liczba ofiar rosyjskiej inwazji na Ukrainę

Do zdarzenia doszło 30 stycznia 2020 r. w Gródku nad Dunajcem. Harcerze wieczorem siedzieli przy ognisku w lesie, gdzie mieli zimowisko.
- Ognisko już zgasiliśmy, podjechał samochód terenowy, ktoś zaświecił reflektor. Kucnęliśmy i usłyszeliśmy trzaski, okazało się, że to były strzały, jeden z druhów krzyknął i zaczął się szamotać po listowiu - relacjonował we wtorek (15 marca) na sali rozpraw przed Sądem Okręgowym w Krakowie świadek, 19-letni uczeń Karol K. Okazało się, że 11-latek został trafiony w szyję.
- Pojawił się lekka panika. Drużynowy wystąpił, by odciągnąć napastników, rannemu udzielono pierwszej pomocy - mówił świadek.
Trzy dni po zdarzeniu na policję w Łososinie Dolnej zgłosił się mężczyzna i przyznał, że oddał strzał w lesie. Twierdził, że nie miał świadomości, że celuje bronią w czyjąś stronę. Pod las podjechał wspólnie z kolegą, który prowadził samochód.
- Mój klient wysiadł za potrzebą i postanowił przestrzelić pistolet wiatrówkowy, który posiada. Miał ze sobą tylko słabą latarkę, a było ciemno. Ogień nie płonął. Zaświecił latarką w kierunku lasu i nikogo nie widział. Wystrzelił niemądrze, bo na wprost, zamiast w ziemię czy w powietrze - mówił obrońca mężczyzny tuż po ujawnieniu sprawy.
Na sali rozpraw świadek Grzegorz D. przedstawił jednak inną wersję zajścia. Nie krył, że tamtego dnia jako kierowca jechał autem z oskarżonym i drogę przebiegł im lis.
- Wtedy na prośbę Bartłomieja P. zatrzymałem samochód, a on oddał strzał do lisa. Przyświecał sobie wtedy małą latarką. Broń była wyposażona w lunetę - nie krył mężczyzna. Po dwóch dniach dowiedział się o postrzeleniu 11-latka i wtedy z oskarżonym pojechali na policję, by wyjaśnić sprawę. O lisie nic wtedy jednak nie wspominali, z obawy o postawienie zarzutów. Świadek mówił, że tę wersję uzgodnili z Bartłomiejem P. Dopytywany przez sąd świadek nie umiał jednak precyzyjnie opisać broni, z której padł strzał. Nie zrobiła tego też żona oskarżonego, twierdziła, że broń była w futerale i stała w kuchni. Sam oskarżony przekonuje, że broń pożyczył od wujka z Krakowa, ale ten mężczyzna już zmarł. Sąd próbuje teraz ustalić czy faktycznie myśliwy Andrzej P. przed śmiercią miał pozwolenie na broń i na jaką.
Prokuratura Rejonowa w Nowym Sączu skierowała do sądu akt oskarżenia zarzucając 40-letniemu Bartłomiejowi P. próbę zabójstwa, nielegalne posiadanie broni i narażenie innych harcerzy na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia.
Mężczyzna pozostaje w areszcie tymczasowym, we wtorek sąd zdecydował, że pozostanie tam kolejne 3 miesiące. Z ustaleń śledczych wynika, że oskarżony oddał strzał z posiadanej nielegalnie broni palnej bocznego zapłonu, kaliber 5,6 mm.
„Trafiony pociskiem w szyję małoletni pokrzywdzony doznał wprawdzie średnich obrażeń ciała, ale rana postrzałowa przebijająca podstawę szyi znajdowała się tuż obok kręgosłupa szyjnego i głównych pni naczyniowych szyi. Oskarżony trzy dni po opisanym zdarzeniu zgłosił się na Policję i przyznał się, że to on oddał strzał w kierunku pokrzywdzonych, ale jak twierdził, nie bronią palną, lecz pneumatyczną, jak również przedstawił przebieg zdarzenia odmienny od faktycznego wynikającego z zeznań pokrzywdzonych i innych dowodów. Ostatecznie nie ustalono motywu działania oskarżonego” prokuratura podawała w swoim komunikacie.
Ranny szybko opuścił szpital.
Rzeczniczka prasowa Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej powiedziała, że po zdarzeniu dzieciom zapewniono opiekę psychologiczną.
- Te osoby nie powinny pić mleka. Jeżeli masz te przypadłości, ogranicz picie mleka
- To są objawy nadmiaru soli w organizmie. Zobacz niebezpieczne skutki uboczne
- Co zużywa najwięcej prądu w domu? Pralka, ładowarka a może lodówka? Sprawdź!
- W Krakowie powstaje handlowe monstrum. Już widać zarys! [ZDJĘCIA Z DRONA]
- Kąpielisko na Zakrzówku zmieniło się całkowicie. Czy na lepsze?