WIDEO: Krzysztof Przybylski, trener KPR Ostrovia
autor: Jerzy Zaborski, Gazeta Krakowska/Dziennik Polski
W pierwszej połowie chrzanowianie gonili wynik. Było już 7:9. Jednak na przerwę schodzili z dwubramkową zaliczką.
Drugą odsłonę rozpoczęli koncertowo. Na parkiecie brylował Kamil Kirsz. Po właśnie po dwóch jego golach (za drugim razem popisał się piękną kontrą), MTS prowadził już 20:14. Wtedy w libiąskiej hali chyba nie było nikogo, kto pomyślałby, że gospodarze mogą ten mecz jeszcze przegrać. A jednak. Radosny nastrój udzielił się przede wszystkim zawodnikom, którzy zbyt wcześnie celebrowali sukces.
Tymczasem trener gości Krzysztof Przybylski wziął czas i goście zaczęli mozolnie odrabiać straty. W 50 min był już remis 20:20, a minutę później miejscowi zaczęli tracić grunt pod nogami (20:21), a pięć minut później było już 20:23.
Chrzanowianie całkowicie się pogubili, nie potrafiąc wykorzystać nawet rzutów karnych, co trafiło się Marcinowi Skoczylasowi. Przy stanie 20:23 kolejnego karnego zmarnował Wojciech Żydzik i – tym samym – MTS stracił szansę złapania kontaktu. Po chwili gola rzucił Tomasz Cupisz (21:24), na którego jednak goście odpowiedzieli dwoma trafieniami. Ostatnim na 59 s przed ostatnią syreną, więc tyle mieli czasu na przygotowanie się do fety.
- Na początku nastawialiśmy się na zatrzymanie Kuśmierczyka, który w pierwszym meczu rzucił dla swojego zespołu tuzin goli. Jednak okazało się, że tym razem pokonał nas Krzysztof Łyżwa, który był nie do zatrzymania. Przy sześciobramkowej przewadze przestrzegałem chłopców, że to jeszcze nie koniec meczu – zwraca uwagę trener MTS Adam Piekarczyk. - Rywale po wzięciu czasu zmienili ustawienie, zagrali bardzo agresywnie. Nie bardzo potrafiliśmy się na parkiecie odnaleźć, czego dowodem są tylko dwa rzucone gole w ostatnich 20 minutach.