Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

III LIGA. W Sole serią zwycięstw chcą się motywować do walki, Beskid walczy o honor

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Soła Oświęcim ma na koncie sześć zwycięstw.
Soła Oświęcim ma na koncie sześć zwycięstw. Fot. Jerzy Zaborski
Co roku układ sił w grupie małopolsko-świętokrzyskiej III ligi piłkarskiej jest podobny. Soła Oświęcim walczy o mistrzostwo, a jej rywalem jest przedstawiciel ziemi kieleckiej. Obaj przedstawiciele zachodniej Małopolski walcz o inne cele. Oświęcimian interesuje mistrzostwo, a andrychowian walka o honor, bo do tej pory nie mają na koncie zwycięstwa. Soła zagra w sobotę w Bodzentynie, a Beskid w Daleszycach.

Podopieczni Sebastiana Stemplewskiego po wygranej na własnym boisku nad Spartakusem Daleszyce (1:0) są wiceliderem i tracą punkt do liderującego KP KSZO 1929 Ostrowiec Świętokrzyski. W sobotę, 19 września (godz. 11) zagrają w Bodzentynie przeciwko miejscowej Łysicy, plasującej się na 9. miejscu, której dorobek jest o połowę skromniejszy od oświęcimian.

Na dzisiaj prowadzący duet uciekł nieco konkurencji. Lider ma tylko punkt przewagi nad Sołą, która przegrała z nim na własnym boisku na inaugurację sezonu 0:1, ale od tamtej pory zanotowała już sześć zwycięstw. – Chyba już tradycją tej grupy jest walka o mistrzostwo drużyn reprezentujących dwa województwa – rozpoczyna Sebastian Stemplewski, trener Soły. – Trzeba się cieszyć, że nasza drużyna zawsze jest w tym elitarnym towarzystwie. Na razie dwa razy górą byli przedstawiciele ziemi kieleckiej. Czy w tym roku wygra zespół z Małopolski? Trudno mi na to pytanie dzisiaj odpowiedzieć. Przed nami długa droga i – co tu dużo mówić – bardzo kręta.

Oświęcimski szkoleniowiec nie chce wracać do pierwszej potyczki przeciwko KSZO. Lider jest jedynym zespołem bez porażki, ale zanotował jeden remis. Na Sole niczym nie zaimponował. Wygrał bardzo szczęśliwie.
– Odkąd jednak oglądam KSZO w trzecioligowych zmaganiach, a jest to już trzeci sezon, z każdą rundą prezentuje się lepiej – uważa trener Stemplewski. – Czy jednak taki układ zostanie zachowany do końca sezonu? Boisko uczy pokory. Dzisiaj odliczamy serię zwycięskich spotkań, ale wystarczą dwa lub trzy mecze „zadyszki” i sytuacja w tabeli może ulec zmianie.

Trener Soły przyznaje, że poprzednie spotkanie jego zespół wygrał szczęśliwie, bo w ostatniej minucie doliczonego czasu gry. – Owszem, były już w tej rundzie mecze, w których wygrywaliśmy zdecydowanie, ale zdarzyły się i takie „przepchnięte_” – mówiąc te słowa, Stemplewski ma na myśli wygraną w Poroninie 1:0 czy na rezerwach Cracovii 2:1. – W futbolu nie chodzi o piękno, ale o punkty. Sztuką jest wygrać taki mecz, w którym gra nie układa się tak, jakbym sobie tego życzył. _

W czym zatem tkwi siła Soły, że potrafi przeciągać trudne spotkania na swoją stronę? – Kolektyw i chęć odnoszenia zwycięstw. To nakręca atmosferę w zespole. Wydaje mi się, że to jest nasz główny atut. Nie będę wymieniał indywidualnie zawodników, bo na swojej pozycji każdy wykonuje sumiennie swoją pracę – twierdzi popularny „Stempel”.

Przed oświęcimianami cykl spotkań w sobotnie ranki. Jutro w Bodzentynie, a za tydzień na własnym boisku przeciwko krakowskiej Garbarni. – Rozumiem ustawianie spotkań w sobotnie ranki, jeśli na boisko rywala jedzie się niewiele ponad godzinę, a nie blisko cztery, jak to jest w przypadku drogi do Bodzentyna. Uważam, że przy takich skrajnościach gospodarz nie powinien grać wcześniej niż o godz. 13 _– uważa Stemplewski. – _Tymczasem ustawienie nam meczu na godz. 11 sprawia, że będziemy musieli wyjechać przed szóstą, a niektórzy zawodnicy dojeżdżający do Oświęcimia będą musieli wstać nawet półtorej godziny wcześniej. Po takiej drodze trudniej będzie wejść w mecz.

W Oświęcimiu cieszą się serią sześciu zwycięstw. Chwilo trwaj – chciałoby się powiedzieć – jednak w pierwszym sezonie Soła miała na koncie 11 meczów bez porażki, w tym jednak dwa remisy. Teraz ma same zwycięstwa. - Nie o śrubowanie rekordów tutaj chodzi – uważa Stemplewski. - To może być dla chłopców jednak dodatkowy bodziec do walki.


Beskid Andrychów został bez bramkarzy....

W Beskidzie zdawali sobie sprawę z tego, że w nowym sezonie trudniej niż w poprzednich latach będzie o zdobycze punktowe. Andrychowianie mają młody zespół, a w dodatku, w sezonie reorganizacji rozgrywek, w grupie małopolsko-świętokrzyskiej III ligi piłkarskiej utrzyma się zaledwie kilka ekip. Jednak najwięksi pesymiści nie przypuszczali, że tuż przed półmetkiem jesieni ich pupile będą na dnie tabeli, z jednym zaledwie tylko punktem.

Trener Szymon Burliga dostał misję budowy nowego zespołu, który – bez presji wyniku – miał dochodzić do pełni formy. Nikt oczywiście nie liczył, że Beskid będzie nadawał ton rozgrywkom, ale też nie zakładał, że będzie dla rywali dostarczycielem punktów.

Do Beskidu doszło wielu zawodników, więc proces jego zgrywania zespołu musi potrwać. W dodatku przyszli piłkarze, którzy wcześniej występowali w niższych ligach. Trener liczył, że braki w wyszkoleniu będą nadrabiali ambicją.

W premierze sezonu andrychowianie bezbramkowo zremisowali na własnym boisku z Wolanią Wola Rzędzińska. Potem było już tylko gorzej. – Tracimy zbyt dużo goli – podkreśla Szymon Burliga, trener Beskidu. – Gdyby rywale „dziurawili” naszą siatkę po koronkowych akcjach, nie miałbym powodów do narzekań. Tymczasem tracimy gole po błędach, które nie przystają nawet trampkarzom.

W Beskidzie stało się to, czego przed sezonem obawiał się trener szkoleniowiec. – Po sześciu wysokich porażkach w zespole widać brak wiary – uważa Burliga. – Mam wrażenie, że chłopcy już wychodzą z szatni pogodzeni z porażką. Czekają, aż rywal strzeli dwie bramki i dopiero wtedy zaczynają grać bez obciążeń, bo przecież na tym szczeblu rozgrywkowym trudno zniwelować taką stratę. Potem dostajemy kolejne gole i nasze mecze kończą się tragicznie. Mamy momenty dobrej gry, ale trudno potem komuś wytłumaczyć, skoro nie jest poparta wynikami.

Nie dość, że sytuacja kadrowa Beskidu od początku jesieni jest trudna, to po ostatnim meczu urazu nabawił się Oskar Szarek. Nie tylko sprezentował pierwszego gola rezerwom Cracovii, już w 2 minucie, po którym zawaliła się cała taktyka andrychowian, ale nie wiadomo, czy jeszcze wróci na boisko przed końcem jesieni. Na razie zwolnienie ma do połowy października. Nieszczęścia ponoć chodzą parami, więc kontuzji nabawił się też 16-letni Adrian Pietras. Andrychowianie zostali zatem bez bramkarza. Działaczom udało sie jednak załatwić 23-letniego Roberta Widawskiego, który ostatnio występował w Górniku Wieliczka. W Małopolsce występował także w krakowskiej Garbarni. Jednak pochodzi z Mikołowa, więc występował głównie na Śląsku, czyli: Rozowju Katowice, Uranii Ruda Śląska, Młodej Ekstraklasie bytomskiej Polonii, czy Szczakowiance Jaworzno. Jego atutem są warunki fizyczne. Czy “uszczelni” andrychowską bramkę, żeby Beskid nie tracił trampkarskich goli?

Przed Beskidem wyprawa do Daleszyc, na mecz przeciwko miejscowemu Spartakusowi, beniaminkowi rozgrywek. – Coraz trudniej motywować zawodników do walki, skoro widzą, że środek tabeli coraz bardziej im „odjeżdża”. Powtórzę raz jeszcze, że najgorsze, co moglibyśmy zrobić, to pogodzić się z rolą tzw. chłopców do bicia – kończy andrychowski szkoleniowiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska