WIDEO: Ogromne opóźnienie pociągu "Bryza" Szczecin - Kraków
Autorzy: Paulina Piotrowska, Marcin Karkosza, Jan Latała (Gazeta Krakowska); TVN24, X-News
Na twarzach pasażerów, którzy w środę o godzinie 21 wysiedli z pociągu na dworcu w Krakowie, malowała się wściekłość i zmęczenie. Nie brakowało jednak i żartów.
Mieli za sobą 25 godzin jazdy. - Szybciej dotarlibyśmy ze Szczecina do Krakowa rowerami - ironizują Anna i Stanisław, którzy przyjechali pod Wawel na wesele. - Już baliśmy się, że nie zdążymy na sobotnią uroczystość - mówią.
Kiedy ci sami ludzie dzień wcześniej wsiadali ok. godziny 20 w Szczecinie do TLK Bryza, nie podejrzewali, że mają przed sobą najdłuższą podróż w życiu. Niektórzy pasażerowie wykupili kuszetkę - przecież mieli jechać całą noc. Planowany przyjazd pociągu do Krakowa: godz. 6.58. Wygodnie, bez przesiadek.
Mniej więcej o tej samej porze, kiedy Bryza kierowała się w stronę Małopolski, inni pasażerowie jechali pociągami Chrobry i Światowid do Szczecina oraz Szczecinianinem do Warszawy. Gdy około godz. 21 wszystkie cztery składy przejeżdżały trasą Dobiegniew - Bierzwnik (woj. zachodniopomorskie), rozpętała się burza, która powaliła drzewa. Konary spadły na tory, blokując przejazd pociągom. - Nagle usłyszeliśmy huk, zgasło światło - relacjonuje Anna Miłosz, która jechała ze Szczecina do domu, do Buska Zdroju. Składy stanęły na kilka godzin. - Przewoźnicy autobusowi z uwagi na trudne warunki na drogach, odmówili udostępnienia komunikacji zastępczej - czytamy na stronie PKP Intercity.
Dotarliśmy do zapisu wewnętrznych komunikatów służb odpowiedzialnych za utrzymanie ruchu. Według nich, PKP w skrajnych przypadkach stara się pomóc pasażerom. Dlatego dla siedmiu osób zamówiono taksówkę, żeby zdążyli na samolot startujący we Wrocławiu, a dla jednej samochód, który przetransportował ją na przeszczep nerki.
Pociągi do Szczecina z Krakowa i Warszawy połączono w jeden skład. Dotarł on na miejsce w środę około godz. 14. Miał w sumie 16 godzin opóźnienia. Jak relacjonowali pasażerowie, w czasie podróży nikt nie informował ich o tym, co się dzieje. Dodatkowo w wyniku awarii przez kilka godzin nie można było korzystać z toalet.
Z kolei pociąg do Krakowa dotarł po 21. Po uprzątnięciu gałęzi, został skierowany na objazd przez Kostrzyn. To automatycznie wydłużyło czas przejazdu, a co za tym idzie, zwiększyło opóźnienie. W efekcie wyniosło ono 14 godzin. - Na ten pociąg sprzedaliśmy 250 biletów i mniej więcej tyle osób znajdowało się na pokładzie - informuje Beata Czemerajda z biura prasowego PKP Intercity.
- Jeżdżę koleją od 50 lat, a takiego opóźnienia jeszcze nigdy nie przeżyłem - mówi Aleksander Gajdek z Rzeszowa. - Co gorsza, PKP przesadnie się nami nie interesowało. Obiecali, że w Krakowie będzie czekać na nas obsługa, która pokieruje do przesiadek i powie, gdzie możemy coś zjeść. Oczywiście, na miejscu nikogo nie zastaliśmy - dodaje.
Pasażerowie narzekają także na posiłki, które obiecało PKP. Dla połowy osób zabrakło kanapek, więc jeśli nie mieli ze sobą prowiantu, musieli zaspokoić głód wodą i wafelkiem oferowanymi przez przewoźnika. Aby uspokoić zmęczonych podróżą pasażerów, PKP zapewnia, że uzyskają stuprocentowy zwrot kosztów przejazdu.
Współpraca: Marcin Karkosza, Jan Latała