Pierwsze modele samolotów zrobił z kartonu. - Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek wrócę do swoich dziecięcych zabaw - opowiada sądeczanin Tomasz Gałat. Dziś jest właścicielem firmy Dronavista, produkującej drony - urządzenia latające, które z góry filmują i fotografują obiekty.
Miał osiem lat, gdy zapisał się do działającego przy Szkole Podstawowej nr 19 w Nowym Sączu klubu modelarskiego. Szybko od budowy papierowych samolotów przeszedł do tworzenia wymagających większej precyzji modeli z silnikami spalinowymi.
- To były silniki na eter. W tamtych czasach nie było go łatwo zdobyć. Pamiętam, że szukaliśmy znajomości w szpitalach, bo tam używano eteru do usypiania - opowiada Gałat.
Pierwszy zarobek
Tak skonstruowane modele testował najczęściej na wałach Dunajca, bo z podwórka na osiedlu Wojska Polskiego przeganiali go sąsiedzi. Samoloty wydawały dźwięki trudne dla niektórych do zniesienia. Kolejnym etapem były modele zdalnie sterowane. Dokładnie pamięta pierwszy, który udało mu się złożyć z... wraku.
- Kolega podarował mi swój rozbity samolot. Był z balty, czyli specjalnego tworzywa, ale bardzo drogiego, na który pewnie nigdy nie byłoby mnie w tym czasie stać. Mając przynajmniej cały kadłub, mogłem coś działać. Wykonałem pięknego dwupłata - mówi pasjonat. Model wzbudził duże zainteresowanie i od razu znalazł się kupiec. Po raz pierwszy Gałatowi udało się zarobić na swojej pasji. Ale wówczas nie myślał, że może to być sposób na biznes.
Odświeżona pasja
- Kształciłem się na mechanika urządzeń przemysłowych. Później przyszedł czas pracy, zakładania rodziny. I na jakiś czas zapomniałem o moich zainteresowaniach modelarskich. Odezwały się we mnie po latach, gdy na rynku pojawiły się drony - opowiada.
Tomasz Gałat prowadził już z powodzeniem firmę zajmującą się montażem okien, inwestował też w nieruchomości. Wybudował biurowiec z myślą, że go wynajmie. Długo nie mógł znaleźć chętnego. Tymczasem jego pokój w domu rodzinnym coraz bardziej przypominał warsztat.
- Pierwszego drona kupiłem dla zabawy z dziećmi. Szybko zacząłem rozpracowywać jego budowę, ulepszać, dodawać nowe elementy. Kręciłem też filmiki i zamieszczałem w internecie. Nie sądziłem, że pociągnie to za sobą zlecenia.
Zaczęli się do niego zgłaszać fotografowie i filmowcy, prosząc, by dostosował do ich potrzeb drony. Zleceń było coraz więcej, więc Gałat postanowił przenieść swój domowy warsztat do pustego biurowca. Założył sklep internetowy, montuje drony, prowadzi ich serwis i szkolenia z obsługi.
- Ostatnio nawet moja żona, która sceptycznie patrzyła na te zabawy z dronami, zaczęła się angażować w prowadzenie mojej drugiej firmy, widząc w tych latających konstrukcjach ogromny potencjał - mówi, opisując przy tym szerokie zastosowanie dronów.
Od wesela po stadiony
Filmowanie z lotu ptaka już mu się znudziło. Obecnie współpracuje z krakowską Akademią Górniczo-Hutniczą nad modelem z zasilaniem wodorowym, który może wydłużyć czas lotu. Opracowane do tej pory przez niego konstrukcje latają maksymalnie 40 minut.
- Takie drony, dodatkowo wyposażone w termowizję, mogłyby służyć GOPR-owcom, policji czy strażakom do poszukiwania ludzi. Rozmawiam też z leśnikami, którzy chcą ich używać na przykład do liczenia zwierzyny - mówi pasjonat. Ma również pomysł na to, jak latające urządzenia mogłyby rozwiązać problem chuliganów na trybunach podczas meczów. Myśli o wyposażeniu drona nie tylko w kamerę, ale i w megafon, żeby można było ostrzegać o zagrożeniu lub wzywać do porządku na stadionie.
- Dronem można podlecieć do kibica i zrobić mu zdjęcie, a przez megafon publicznie pouczyć, co mu grozi za złe zachowanie - snuje plany swoich dalszych działań.