Dramatyczny poród
- Pamiętam widok mojego dziecka zaraz po porodzie - mówi mama Judytki. - Była sina, nie płakała, nie oddychała. Później lekarze nie usiłowali nawet naprawić swojego błędu. Dziecku nie podano odpowiedniej ilości tlenu ani właściwych neuroprzekaźników, które poprawiłyby pracę mózgu. Doszło wtedy do dwóch poważnych wylewów.
Jak relacjonuje ciocia Judytki, jej stan w miejscu, w którym się urodziła był dramatyczny:
- Przyjechałam do szpitala dzień po porodzie, wpuszczono mnie na salę, gdzie mała leżała w łóżeczku. Do tej pory pamiętam walkę tego dziecka o każdy oddech. Jej klatka piersiowa intensywnie falowała. Miałam wrażenie, że każdy wdech sprawiał jej ból - mówi. Kilka godzin później zdecydowano o transporcie dziecka do Krakowa.
Lekarze zapewniali matkę, że stan jej córki jest stabilny, a decyzja o zmianie szpitala ma być rutynową konsultacją z innymi specjalistami. W jednym z krakowskich szpitali, gdzie przewieziono małą, rodzice dowiedzieli się, jak naprawdę wygląda stan Judytki i ile warte były słowa lekarzy, którzy odbierali poród.
Szansa w dalekiej Azji
Niestety, stan Judytki nie był i dalej nie jest stabilny. Aktualnie dziewczynka cierpi na dziecięce porażenia mózgowe. Doznaje też częstych ataków padaczki. Rodzice jednak nieprzerwanie walczą o jej życie. Ratunkiem dla Judytki może być terapia komórkami macierzystymi w Bangkoku, która, choć skuteczna, jest bardzo droga. Dlatego też rodzice założyli zbiórkę na stronie siepomaga.pl oraz utworzyli grupę z licytacjami. Zwracają się do wszystkich ludzi otwartego serca z prośbą o wsparcie.
- Człowiek nigdy nie dopuszczał świadomości, że znajdzie się w takiej sytuacji. O podobnych tragediach dowiadywałam się w telewizji i wydawały mi się one tak odległe, że aż nieprawdopodobne. Niestety, przyszło nam stawić czoła podobnym problemom, będącym konsekwencją fatalnego błędu lekarzy, którzy nie zauważyli, że moje dziecko się dusi. Dlatego proszę wszystkich, którym los mojej córki nie jest obojętny, o pomoc - apeluje matka.
