Za symboliczny początek hipotecznego boomu w Polsce uważa się rok 2005. To właśnie 10 lat temu po raz pierwszy kredyty mieszkaniowe stały się liczącą pozycją w ofertach banków. W tamtym czasie ich udział w rynku kredytów przekroczył 20 procent. Iskrą, która rozpoczęła gwałtowny rozwój hipotek było wprowadzenie do oferty banków kredytów walutowych.
Walutowe kredyty hipoteczne największą popularnością cieszyły się do 2008 roku. Najchętniej zaciągane były kredyty we franku szwajcarskim. Jedną z przyczyn „pędu do franka" było niskie oprocentowanie zobowiązań w tej walucie. Z analiz przeprowadzonych przez Bankier.pl wynika, że rok 2008 można uznać również za szczyt „hipo-boomu" – wartość portfela banków powiększyła się wówczas o rekordowe 65 proc.
– Kredyty mieszkaniowe w walucie obcej zwykle kojarzą się z frankiem szwajcarskim. To jednak nie do końca prawda – komentuje Michał Kisiel, analityk Bankier.pl. – Jednym z ciekawszych rozdziałów w historii polskiego „hipo-boomu" było 5 minut sławy euro. W połowie 2010 roku co czwarty nowy kredyt zaciągany był we wspólnej walucie europejskiej. O eurowiczach nie wspomina się jednak tak często, jak o frankowiczach. Stanowią oni mniejszą grupę i musieli spełnić wyższe wymagania dotyczące zdolności kredytowej – przypomina Kisiel.
