Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karolina Grabowska, pani konsul spod Wieliczki

Magda Huzarska-Szumiec
Karolina Grabowska w swoim dworze w Sierakowie
Karolina Grabowska w swoim dworze w Sierakowie Anna Kaczmarz
Jej ojciec przed wojną pracował w konsulacie w Belgii. Wojenna zawierucha sprawiła, że osiadł w Urugwaju. Przez myśl by mu nie przeszło, że kiedyś jego córka będzie konsulem honorowym tego kraju - pisze Magda Huzarska-Szumiec.

Kiedy Aleksander Juliusz Grabowski wsiadał na statek do Argentyny, nie miał pojęcia, że Ameryka Południowa stanie się jego miejscem na ziemi. Gdy przypadkowo w Buenos Aires wpadła mu w ręce angielskojęzyczna gazeta, w której ktoś dał ogłoszenie, że poszukuje pracownika do firmy znajdującej się w Urugwaju, przez myśl mu nie przeszło, że osiądzie tam na stałe. Tym bardziej nie zdawał sobie sprawy z tego, że wiele lat później jego córka wróci do Polski i zostanie konsulem honorowym tego kraju.

Z Karoliną Grabowską spotykamy się w dworze Sieraków, położonym nieopodal Wieliczki. Pani konsul razem z mężem przed kilku laty kupiła dwór należący przed wojną do Władysława Kucharskiego, ministra w przedwojennym rządzie Polski. Pieczołowicie go odrestaurowała, przywożąc antyczne meble z Londynu, i otworzyła tu przytulny hotel, słynący z restauracji i serwowanych tu przednich win.

Teraz dwór w Sierakowie będzie także służył jako miejsce biznesowych spotkań przedstawicieli firm urugwajskich i polskich. Bowiem do obowiązków honorowego konsula, oprócz pomocy swoim obywatelom, którzy na terenie Małopolski znaleźli się w trudnej sytuacji, należy także promowanie gospodarki. Karolina Grabowska ma ułatwione zadanie, bo z wykształcenia jest magistrem historii gospodarczej i doktorem nauk politycznych. Ekonomii uczyła się na szkockim uniwersytecie.

- Zadbał o to mój ojciec, który przed wojną skończył wydział konsularny w Wyższej Szkole Handlowej (później nazywaną Szkołą Główną Handlową) - opowiada Karolina. - Po studiach wstąpił do Ministerstwa Spraw Zagranicznych i szybko został wysłany na placówkę do konsulatu w Belgii.

Wojsko nie jest dla człowieka myślącego

Aleksander Juliusz Grabowski nie zagrzał długo miejsca w Antwerpii, błyskotliwą karierę dyplomatyczną przerwał mu wybuch II wojny. Losy rzuciły go do Bretanii, gdzie generał Władysław Sikorski organizował brygadę podhalańską. Wstąpił do niej i wziął udział w walce o Narwik.

- Ojciec był oficerem, ale do wojska miał raczej sceptyczny stosunek. Powtarzał często, że to najgłupsze zajęcie dla człowieka myślącego. Nie mógł przez wiele lat zapomnieć pewnego żołnierza, który zostawił w Polsce żonę i małe dziecko. Wszędzie, gdzie rzucali jego oddział, szukał zabawek dla malucha. Jednak pewnego razu bomba uderzyła w namiot, w którym mieszkał. Żołnierz zginął na miejscu, a mój ojciec wszędzie widział rozrzucone zabawki - mówi Karolina.

Aleksander Juliusz Grabowski służył w wojsku przez całą wojnę, zarówno w Londynie i w Szkocji jak i w Afryce Zachodniej, w sumie około 8 lat. Gdy skapitulowali Niemcy, został oddelegowany do nadzorowania żołnierzy, którzy postanowili emigrować do Argentyny. To wtedy po raz pierwszy znalazł się w Buenos Aires i zachłysnął się kosmopolityczną atmosferą tego miejsca.

- Ale nie od razu tam się przeprowadził. Najpierw kilkakrotnie przewoził kontyngenty żołnierzy. To zajęcie nie należało do najłatwiejszych, bo nie była to grupa grzecznych przedszkolaków, ale zdemoralizowani wojną mężczyźni. Jednak udawało mu się dowozić ich bezpiecznie na miejsce, a gdy zakończył misję, osiadł w Szkocji. Tu nie czuł się dobrze, choć dzięki ekonomicznemu wykształceniu i znakomitej znajomości angielskiego szybko znalazł zatrudnienie. Ale nie mógł się pogodzić z tym, jak byli tam traktowani inni polscy oficerowie, którzy całymi dniami stali w kolejkach po pracę. Gdy nadarzyła się więc okazja, wyjechał do Argentyny - opowiada Karolina Grabowska.

Bon vivant spotyka Gombrowicza

W Argentynie jej ojciec prowadził życie bon vivanta. To wtedy poznał Witolda Gombrowicza, z którym włóczył się po knajpach, prowadząc intelektualne dysputy.

- Byłam malutka, kiedy Gombrowicz przyjechał do nas do Urugwaju. Nie mam prawa go pamiętać, ale moja mama nie najlepiej się o nim wyrażała. Może dlatego, że wyciągał tatę z domu, ale pewnie też z tego powodu, że była piękną kobietą, przyzwyczajoną do tego, że mężczyźni ją adorują. Gombrowicza to kompletnie nie interesowało - dodaje Karolina, która dzieciństwo spędziła w mieszkaniu położonym przy urugwajskiej plaży. Zresztą do dzisiaj należy ono do niej, więc ma się gdzie zatrzymać, gdy tam wraca.
Kiedy jej ojciec, po przeczytaniu ogłoszenia w gazecie, przybył do Urugwaju, zatrzymał się niedaleko, w pensjonacie także położonym tuż nad brzegiem morza. Był menedżerem eksportu w firmie produkującej sprzęt AGD, a równocześnie prowadził życie zamożnego kawalera. Często wyprawiał się do pobliskiego kasyna, gdzie namiętnie grywał w ruletę.

Pewnego razu usłyszał, jak ktoś szpetnie zaklął po polsku. Zobaczył starszego pana, któremu właśnie nie szła karta. - Zaczęli ze sobą rozmawiać, gdy ojciec zapytał go, czy wie, jak można przesłać do Polski paczkę. On odpowiedział, że nie ma pojęcia, ale ma córkę, która niejedną paczkę już wysłała. Miał oczywiście na myśli moją mamę - śmieje się Karolina.
Niebawem odbył się ślub, a na świecie pojawiła się córka.

Gdy Karolina miała cztery lata, ojciec dostał propozycję pracy w Nigerii. Dlatego rodzina kolejnych dziesięć lat spędziła w Afryce, z której Karolina najlepiej zapamiętała obłędnie piękne plaże nad Atlantykiem. W wieku 11 lat została wysłana do Wielkiej Brytanii do szkoły z internatem. Polubiła ją do tego stopnia, że kiedy przyszedł czas na wybór studiów, zdecydowała się wyjechać na wyspy.
Ale cały czas korciło ją, by poznać kraj rodziców, choć nie bardzo wiedziała, jak zdobyć wizę. Najłatwiejszym sposobem okazało się stypendium na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ludzie z polskimi korzeniami uczą się kultury i języka polskiego.
Szary Kraków

- To był 1986 r., wciąż szare, smutne czasy komunizmu. Wysiadłam na lotnisku w Warszawie i byłam przerażona. Zastanawiałam się, co najlepszego zrobiłam, bo każde pójście do sklepu kończyło się nieprzyjemną wymianą zdań z opryskliwą ekspedientką. Na dodatek w Krakowie zakwaterowano mnie w akademiku Piast i oświadczono, że wszystkie cenne rzeczy powinnam oddać do sejfu. Byłam na tyle naiwna, że to zrobiłam. Po kilku dniach okazało się, że sejf został "okradziony". Nikt nie zainteresował się moim problemem. W końcu musiała interweniować ambasada Urugwaju i moje pieniądze jakimś dziwnym trafem się znalazły - wspomina.
Jednak jak dziś przyznaje, pod tą szarą, niesympatyczną powierzchnią codziennego życia w Polsce kryło się coś fascynującego, co powodowało, że chciała tu zostać. Po raz pierwszy w życiu nikt na poczcie z trudem nie literował jej nazwiska.

Ludzie na ulicy mówili po polsku, a to kojarzyło się jej z językiem, którym rozmawiała z rodzicami. A poza tym byli tu niezwykle ciekawi ludzi, tacy jak kuzynka Halina Bortnowska, która miała kontakty z działaczami opozycji.

- Zbliżał się rok 1989, wszystko wrzało. To było niesamowite, że jestem w centrum wydarzeń. Nie myślałam już o wyjeździe - wyznaje Karolina, która wówczas poznała przyszłego męża, Pawła. To dzięki niej zaczął on jeździć do Urugwaju, skąd dziś importuje wina.

Można je skosztować w dworze w Sierakowie, w którym niczym w szlacheckich czasach na salonach przyjmuje pani konsul honorowa. Tam można posłuchać jej opowieści o Urugwaju, jednym z najbezpieczniejszych i najbardziej przyjaznych turystom krajów Ameryki Łacińskiej.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska