- Nie wszystkim udało się zamieszkać na nowym miejscu jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Te święta będą rzeczywiście niezwykłe, bo ostatnie rodziny właśnie się wprowadzają - tłumaczy Marian Świerczek, sołtys Kłodnego.
Powodzianie z Kłodnego odebrali klucze do domów
W centrum wsi, tuż obok szkoły, stoi 14 nowych, pięknie otynkowanych i pomalowanych na pomarańczowo domków. Na czerwonych dachach lśnią kolektory słoneczne. Koło większości z nich uwijają się ludzie zajęci pracami wykończeniowymi. Przed domem Adama Janczyka, jednego z mieszkańców Kłodnego, w ogródku kwitną już wiosenne kwiaty, zielenią się świeżo posadzone krzewy, a wśród nich leżą stosy kostek brukowych. Mężczyzna w osuwisku stracił całe gospodarstwo. W połowie stycznia przeprowadził się wraz z rodziną do nowego domu. Nadchodzące Święta Wielkanocne będą pierwszymi w nowym miejscu.
Zobacz także: Kłodne: minister Miller wręczy klucze do nowych domów
- Po zawaleniu naszego domu mieszkaliśmy oddzielnie: ja u znajomych, a moja córka z wnukami u drugiej córki. Boże Narodzenie było smutne, bo spędzaliśmy je oddzielnie - tłumaczy Adam Janczyk. I chociaż pomocną dłoń wyciągnęli do niego sąsiedzi z Kłodnego, którzy przyjęli go do siebie na kilka miesięcy, to i tak nie mógł się doczekać przeprowadzki do własnego domu.
- U siebie zawsze jest inaczej. Można robić, co się chce, nawet inaczej się odpoczywa. Bardzo się cieszę, że nareszcie jesteśmy we własnym domu. Te święta będą miały wreszcie jakiś urok, bo spędzimy je wszyscy razem - dodaje gospodarz
Po pięknym domu biega pięcioletnia Daria, wnuczka pana Adama. Ma buzię ubrudzoną lodami i chociaż śmieje się radośnie, to doskonale pamięta, jak zawalił się jej dom.
Kłodne: osuwiskowa ziemia czeka na rozliczenie
- Ciocia mi wszystkie zabawki pakowała do reklamówek, bo nie chciała, żeby zginęły w tym błocie. A Patryk, mój brat, to w samym majtkach musiał uciekać - opowiada z przejęciem Daria.
Do nowego domu właśnie wprowadza się także Iwona Wojsław. Do tej pory z czworgiem dzieci, mężem i teściami mieszkała w pobliskim Wysokiem, gdzie znajomi pozwolili im się zatrzymać, kiedy dom Wojsławów zabrało osuwisko.
- Nie było nam tam źle, nawet dzieci przepisałam do tamtejszej szkoły, ale własny dom to co innego. Dlatego zamiast czekać do końca roku szkolnego, żeby dzieci ukończyły zajęcia, wprowadzamy się na Wielkanoc. Chcę, żeby dzieci poczuły atmosferę świąt. Do czerwca będę dowozić je do szkoły w Wysokiem - zapewnia Iwona Wojsław.
Jej rodzina straciła w błocie cały dorobek życia, nawet ubrań nie zdążyli z sobą zabrać. Uratowali jedynie to, co mieli przy sobie, czyli dokumenty.
- Cieszę się, że to już za nami. Ta przeprowadzka, to początek nowego życia. Mam tylko nadzieję, że nigdy więcej takie coś już nas nie spotka - nie kryje wzruszenia Iwona Wojsław.