Ksiądz o każdej porze
Tak jest w parafii św. Szczepana i św. Katarzyny w Krakowie.- Tak zdecydowaliśmy, bo wielu ludzi długo pracuje. Godz. 21 to już jest granica przyzwoitości, staramy się poza nią nie wykraczać - mówi ks. Łukasz Garstka, proboszcz u św. Szczepana.
- Oprócz pracujących do późna, mamy też wielu emerytów. I jeśli się zdarzy, że ktoś w tym samym czasie co kolędę ma wizytę u lekarza, na którą czeka od pół roku, to wiadomo, że powinien tam iść. Możemy się z nim umówić w innym terminie. Jeśli tylko ktoś chce przyjąć księdza w domu, zawsze nas znajdzie. A my wychodzimy mu naprzeciw - tłumaczy kapłan.
Podobne rozwiązania funkcjonują w większości parafii w diecezji krakowskiej i tarnowskiej. A ludzi, którzy korzystają z tej możliwości, jest coraz więcej. Np. parafia św. Krzyża i św. Filipa Neri w Tarnowie w tym roku ruszyła z pomysłem porannych kolęd. Zapisało się trochę chętnych. To starsze osoby, ale też ci, którzy pracują na drugą i trzecią zmianę. Mimo tych wszystkich udogodnień kapłani przyznają, że wiernych im ubywa.
- Sporo ludzi wyjechało, głównie za pracą, na Wyspy Brytyjskie. Zastajemy puste mieszkania, tam gdzie kiedyś chodziliśmy po kolędzie - mówi ks. Robert Piechnik z parafii św. Krzyża i św. Filipa Neri.
Podobnie jest w parafiach w Nowym Sączu i w niektórych w Krakowie. Tutaj, szczególnie w centrum, problemem jest wymieranie parafian.
- W miejsce tych, którzy odchodzą, nie przychodzą nowi. Najczęściej mieszkania stoją puste, bo czynsze wysokie, lub wynajmują je osoby, które nie przyjmują kolędy - mówi ks. Marek Donaj, proboszcz parafii św. Katarzyny. Podobnie jest w parafii Mariackiej, częściowo u św. Szczepana. Z drugiej strony, są i takie, które mają... za dużo parafian. Albo za mało księży. U Matki Boskiej Ostrobramskiej w Krakowie jest ponad 10 tys. mieszkańców, więc kolęda odbywa się co dwa lata.
- Mnie to nie przeszkadza, ale starsi ludzie trochę to przeżywają. Żalą się, że w tym roku ksiądz ich nie lubi - mówi Artur Proszak, parafianin.
Ze świecą przed dom
Problemu z parafianami nie mają natomiast świątynie na Podhalu. - Tu kolędę przyjmują w zasadzie wszyscy, całymi rodzinami. Z oprawą jak się patrzy - ze świecą wychodzą przed dom, by księdza powitać. To niesamowite, nigdzie indziej tego nie doznałem, a pracowałem już w Radomiu, Kielcach i Warszawie - mówi ks. Wojciech Jurkowski, wicekustosz sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej na Krzeptówkach.
Ocenia, że w tym roku kolęda jest wyjątkowo udana.
- Sporo osób przyjechało na święta z zagranicy, więc mogliśmy się spotkać. Więcej ludzi nas przyjęło, byli bardziej otwarci. Czułem, że jesteśmy akceptowani - mówi ks. Jurkowski.
Podobne wrażenia mają inni księża. Ks. Andrzej Policht z parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu podkreśla, że w tym roku ludzie wydają mu się odmienieni.
- Coraz bardziej zwracają się w stronę wartości duchowych. Może to w wyniku kryzysu, kiedy się okazało, że nie jesteśmy zieloną wyspą, a życie jest, jakie jest - konkluduje. - Nastąpiło przesilenie i widzimy to nie tylko podczas kolędy, ale też w kościele: więcej ludzi przystępuje do komunii i spowiedzi - dodaje. - Ludzie są ogromnie życzliwi, praktycznie nie spotkałem się z krytyką, wrogością - podkreśla.
Wtóruje mu ks. Donaj. - Jeszcze kilka lat temu, gdy media nagłaśniały np. sprawę Komisji Majątkowej, krytyka się zdarzała. Teraz się uspokoiło. Nie słyszę, że w Kościele jest źle. Ludzie myślą o wierze coraz pozytywniej - mówi krakowski kapłan.
Koniec zielonej wyspy
Koniec mitu zielonej wyspy widać aż nadto wyraźnie. Niektórych parafian nie stać już na to, by złożyć ofiarę w kopercie, przybywa też tych, którym księża muszą pomagać.
- Zauważyłem, że kilka lat temu moi parafianie mieli jeszcze jakąś nadzieję, że im się polepszy. Teraz chyba już ją stracili - mówi ks. Donaj.
Wielu wiernych oszczędza na ogrzewaniu, oszczędności widać również na ofiarach, które dają księdzu w kopercie. U św. Katarzyny w Krakowie to średnio 30 zł, kilka lat temu było ok. 50 zł. U św. Szczepana w Krakowie - ok. 40 zł, w Nowym Sączu ok. 35 zł, w mniejszych miastach nawet o połowę mniej. Kryzysu nie widać tylko w Zakopanem- górale dają średnio po 50 zł.
- Oczywiście nie traktujemy kolędy w kategoriach finansowych. Te różnice jednak pokazują, że ludziom jest trudniej, kryzys ich dopada. Wielu z nich pomagamy - płacimy im rachunki za prąd lub rzadziej- kupujemy węgiel - mówi ks. Donaj.
Ks. Stanisław Michalski, proboszcz u św. Heleny w Nowym Sączu, tłumaczy, że parafia pomaga 100 rodzinom, by mogły dobrze przeżyć święta. Podobne paczki dostają najubożsi wierni z sanktuarium na Krzeptówkach. - Nie zwracamy uwagi na to, ile kto daje w ofierze - 20 czy 50 złotych. Jest grupa parafian, która mówi otwarcie, że nie stać ich na ofiarę - podkreśla ks. Michalski.
Spadku ofiarności nie widzą księża salwatorianie z parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu. - Mamy swój system. Wierni mogą wziąć z parafii koperty z napisanym na grzbiecie celem - np. remont dachu, ogrzewanie, remont zakrystii etc. W ten sposób każdy decyduje, na co przeznacza pieniądze- mówi ks. Andrzej Policht. Średnia ofiara w jego parafii to 10-20 zł.
Są również i takie parafie, które nie biorą kopert.
- Zdecydowaliśmy tak, żeby kolęda nie kojarzyła się ze zbiórką pieniędzy. Chcemy się skoncentrować na modlitwie i rozmowie. Jeśli ktoś chce, może dać na tacę - mówi ks. Robert Piechnik z Tarnowa. A po rozmowie bywa, że zamiast kawy wierny zaproponuje... szampana. - Pewien parafianin chciał, abyśmy w ten sposób uczcili Nowy Rok. Na dobry początek, mimo wszystko- uśmiecha się ks. Donaj.
Moda w przedwojennym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!