Tomasz W. ożenił się, miał dwóch synów. Jego żona rozeszła się z nim jednak, bo nadużywał alkoholu i by wtedy agresywny. Została z dziećmi, on natomiast pomieszkiwał to u ojca, to u wujka. Z byłą żoną stosunki układały mu się nie najlepiej, jednak kochał synów i często ich odwiedzał.
Tak było i 12 maja 2012 roku. Tomasz W. przyszedł z kolegą do mieszkania byłej żony w Nowej Hucie, bo chciał dać prezent jednemu z chłopców. Nie zastał jednak swoich dzieci i ich matki. Na miejscu był tylko konkubent byłej żony.
Tomasz W. zaproponował mężczyźnie, by napili się piwa na ławce pod blokiem. Zaczęli konsumpcję w miłej atmosferze. W pewnym momencie jednak doszło do gwałtownej scysji.
- Panowie zaczęli się ostro kłócić o synów Tomasza W. W pewnej chwili konkubent uderzył Tomasza W. pięścią w twarz. W odpowiedzi na to W. wyciągnął nóż i wbił mu go prosto w usta - relacjonuje rzeczniczka krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska.
Jak dodaje rzeczniczka, ofiara zaczęła uciekać, a Tomasz W. ją gonił do klatki schodowej. Gdy sąsiedzi udzielili pomocy krwawiącemu pokrzywdzonemu, Tomasz W. z kolegą odeszli z miejsca tragedii. Sprawca umył się w kałuży i taksówką pojechał do domu. Konkubent zmarł. Ostrze noża przebiło mu język, tętnicę i dotarło do krtani. Rana była bardzo głęboka - na 14 cm.
Tomasz W. nie przyznał się do winy. Twierdzi, że to konkubent byłej żony pierwszy go napadł i wyciągnął nóż, a on mu go wyrwał i uciekł. Śledczy nie wierzą. Grozi mu nawet dożywocie.
Policja uderza w środowisko kiboli
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!