Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kraków: Groźny amstaff pogryzł dziecko

Anna Górska, Piotr Rąpalski
Maria Fazzini z drugą córeczką czuwa przy łóżku Noemi. Dziewczynka ma rany szarpane, po których zostaną niestety widoczne blizny
Maria Fazzini z drugą córeczką czuwa przy łóżku Noemi. Dziewczynka ma rany szarpane, po których zostaną niestety widoczne blizny Wojciech Matusik
Do tragedii doszło w restauracji Arlecchino, przy ul. Grodzkiej, w samym centrum Krakowa. Dlaczego groźny pies był trzymany na zapleczu lokalu, wyjaśni policja i prokuratura.

Rodzice pogryzionej Noemi nie mogą wyjść z szoku po wypadku w restauracji "Arlecchino". Lekkomyślność jej właścicielki powala ich z nóg. Pytają, jak można było dopuścić, aby dwa groźne i potężnie umięśnione psy wałęsały się po lokalu. I to wśród jedzenia i tłumu klientów. Nie był to wyjątek. Potwierdzają to świadkowie i pracownicy sąsiednich restauracji. Właściciele jednak milczą. Sprawą zajmuje się już policja. Interwencję zapowiada też małopolski sanepid.

Razem z Alfredo Fazzinim, ojcem pięcioletniej Noemi, spróbowaliśmy odtworzyć wydarzenie feralnego poniedziałkowego wieczoru. Przed godz. 21. państwo Fazzini i ich przyjaciele wchodzą do restauracji. Zamawiają kolację. Nic nie zapowiada dramatu. Włosi zauważają, że po lokalu spacerują amstaffy, ale nie wzbudza to ich niepokoju.

Około godz. 21.30 Noemi mówi, że chce iść do łazienki. Dziewczynki udają się do toalety. Nagle do rodziców dochodzą przeraźliwe krzyki córek i szczekanie psów. Wystraszony Alfredo biegnie i widzi głowę młodszej dziewczynki w paszczy amstaffa. Rzuca się na psa, rękami wyjmuje córkę z jego szczęk. Mała ma poszarpaną głowę.

Zdenerwowany mężczyzna błaga o pomoc, dzieci zaczynają głośno płakać.
Właściciele i pracownicy lokalu jednak nie reagują. Restauratorzy uciekają wraz z psami tylnym wyjściem, kelnerzy im w tym pomagają. Karetkę wzywają dopiero inni klienci, ściągają ze stołów obrusy, przykrywają nimi dziewczynkę, polewają dziecko wodą.
Następnego dnia reporterzy "Gazety Krakowskiej" pojawiają się na miejscu. W "Arlecchino" nikt nie chce udzielić nam żadnych informacji. Nie możemy też rozejrzeć się po lokalu. - Szefowej nie ma, a ja jestem ostatnią osobą, która może coś powiedzieć w tej sprawie. Nie było mnie wczoraj na zmianie - tłumaczy się kelnerka. Dzwoniliśmy do restauracji przez cały dzień. Właścicielka nie pojawiła się jednak w lokalu.

Podpatrujemy jednak, że toaleta, do której zmierzała Noemi umieszczona jest w głębi lokalu. Tuż przy niej znajduje się para drzwi. Jedne jak z kowbojskiego saloonu prowadzą do kuchni. Drugie do biura. Prawdopodobnie właśnie stąd wydostały się psy i zaatakowały dziewczynkę.

Idziemy do sąsiedniej restauracji "Balaton". - To straszne! Jak można trzymać takie psy tuż przy klientach - oburzają się kelnerki. Finał zajścia z poniedziałku widziała menedżerka "Balatonu". - Usłyszałam przeraźliwe szczekanie psów i krzyk dziecka - mówi Barbara Zamorska. - Dziewczynkę wyniesiono do ogródka. Tam próbowano jej pomagać do czasu przyjazdu karetki - dodaje. Zarówno me-nedżerka, jak i pracownice "Balatonu" przyznają, że bardzo często widziały psy prowadzone do "Arlecchino".
Stanisław Pawlus z małopolskiego sanepidu natychmiast zarządził przeprowadzenie kontroli w restauracji. Zaskoczony inspektor nie kryje oburzenia.- Przecież przebywanie psów w miejscu, gdzie jest żywność, jest niedopuszczalne. Chcę wiedzieć, dlaczego i po co zwierzęta były tam trzymane - zapewnia Pawlus. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że amstaffy dzień w dzień spacerowały sobie po restauracji. Totalny absurd. Jest to łamanie wszelkich norm sanitarnych - dodaje. Urzędnik informuje, że za takie przewi-nienie wojewódzki inspektor sanitarny może wystawić właścicielce psów i restauracji mandat w wysokości nawet do 90 tys. zł.

Sprawą zajęła się już prokuratura. Na jej wniosek psy miały wczoraj trafić do schroniska przy ulicy Rybnej w Krakowie.

Amstaffy to mocne psy, ale nie są wpisane na listę ras agresywnych. Potrafią być bardzo przyjazne dla człowieka pod warunkiem, że ten się z nimi prawidłowo obchodzi. - Nie można takich, czy innych psów kupować jak urządzenie, które będzie działać jak w instrukcji - mówi Andrzej Kłosiński, behawiorysta zwierzęcy. - Trzeba je nauczyć zachowania w różnych sytuacjach, m.in. życia w mieście, obcowania z ludźmi. W wielu krajach na zachodzie, aby posiadać niektóre rasy psów, trzeba przejść specjalne przeszkolenie. U nas tego nie ma - kwituje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska