https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kraków. Położna upuściła dziecko? Trudna decyzja dla sądu

Marta Paluch
Czy położna ze szpitala położniczego przy ul. Siemiradzkiego w Krakowie upuściła noworodka? Czy to, że maluch miał połamane kości i krwiaki, spowodował upadek? Decyzję w tej sprawie będzie musiał podjąć krakowski sąd. Prokuratura bowiem uznała, że należy ją umorzyć. Rodzice chłopca zażalili się na tę decyzję.

Wigilia 2014, około godz. 19. Młode małżeństwo zgłasza się do szpitala przy Siemiradzkiego. Kobiecie odeszły wody. Zostaje przyjęta, poród zaczyna się o godz. 1.10 w Boże Narodzenie, trwa kilkanaście minut. Na świat przychodzi zdrowy chłopiec.
Zdrowy, ale ma nieco niską wagę, więc po tym, jak położna podaje go matce, zapada decyzja, żeby umieścić go w inkubatorze na sali porodowej (lekarze nie chcą, by dziecko się wychłodziło). Położna bierze dziecko z brzucha matki i niesie go w stronę inkubatora. Ma do niego kilkanaście metrów. W pewnej chwili traci równowagę…
Do tego momentu opinie wszystkich świadków są zgodne. Potem historia rozjeżdża się na dwie wersje: personelu szpitala i rodziców.

Rodzice jedno, szpital drugie
Według rodziców dziecka, którzy obserwowali z przerażeniem całą scenę, położna poślizgnęła się i upuściła ich synka (jak zeznał ojciec, miała na sobie buty na koturnach o wysokości ok. 6 cm). Niemowlak uderzył o ścianę i upadł na podłogę. Zaczął strasznie płakać. Ojciec na ścianie zobaczył ślady krwi. Według niego lekarz podniósł płaczące dziecko i położył w inkubatorze.
Położna natomiast mówi, że faktycznie, poślizgnęła się na mokrej podłodze, niosąc dziecko. Przycisnęła jednak chłopczyka do piersi, przyklękając równocześnie na jedno kolano, by złapać równowagę. Potem wstała i włożyła dzieckodo inkubatora. Niemowlak ani przez chwilę nie dotknął ziemi.
Maluch został wysłany na badania, a potem, około godz. 10 rano, do szpitala dziecięcego w Prokocimiu. Tam lekarze stwierdzili szereg złamań: trzonu kości ramienia, prawego obojczyka, kości ciemieniowej, poza tym dwa kilkucentymetrowe krwiaki: podczepcowy i przymózgowy.
Rodzice zawiadomili prokuraturę.
Śledztwo ruszyło

Potwierdzili wersję
Wersję położnej potwierdziła lekarka, która widziała tę scenę. Obie kobiety podkreślają też, że na sali są ścianki działowe, które częściowo zasłoniły widok matce i ojcu dziecka. Jeden z lekarzy, który widział upadek położnej, również potwierdził, że dziecko nie wypadło jej z rąk. Dodał, że na podłodze była plama z wód płodowych.
Śledczy zrobili oględziny w sali porodowej nr 119, gdzie doszło do wypadku. Zwrócili zwłaszcza uwagę na to, gdzie leżała matka dziecka i stał ojciec. Po oględzinach prokurator zawyrokował: rodzice mogli widzieć położną tylko od tyłu i pod skosem.
Prokurator powołał też biegłych.

Pierwszy to pielęgniarka epidemiologiczna. Zapytana o reguły dotyczące butów personelu medycznego stwierdziła, że nie ma ogólnych norm. Każda placówka opracowuje swoje.
Przepisy dotyczące obuwia w szpitalu przy Siemiradzkiego mówią, że ma być używane tylko do pracy i łatwe w czyszczeniu. Natomiast dotyczą... wyłącznie pracowników szpitala. Ale nie położnej, bo ta ma z placówką podpisaną umowę-zlecenie.
Ponadto biegła stwierdziła, że mimo przestrzegania przepisów bezpieczeństwa, wody płodowe mogą się czasem znaleźć na podłodze sali porodowej.

Położna zaś oświadczyła, że buty na koturnach, w których poślizgnęła się z niemowlakiem, nosi od dawna. Zawsze były dla niej wygodne.

Zapytali chirurga
Drugim biegłym był chirurg. Śledczy zadali mu pytanie: czy możliwe jest, by urazy, których doznał chłopiec, były wynikiem mocnego przyciśnięcia go do piersi przez położną, w momencie, gdy się zachwiała. Odpowiedź brzmiała: tak.
Po tych wszystkich ustaleniach prokuratura umorzyła postępowanie.
- Uznaliśmy, że był to nieszczęśliwy wypadek, za który nie można nikomu przypisać winy - mówi prowadząca sprawę prok. Małgorzata Pogódź z Prokuratury Rejonowej Kraków Śródmieście-Zachód.

Prokurator podkreśla, że na ocenę zdarzeń przez rodziców mogły mieć wpływ silne emocje, które przeżyli. A wersja pracowników szpitala jest spójna i wiarygodna.

Nie sprawdzili dokładnie?
Rodzice i ich pełnomocnik zażalili się na decyzję prokurator Pogódź. Wytknęli jej, że nie wyjaśniła istotnych kwestii. I że nie sprawdziła dokładnie, która z dwóch wersji wydarzeń jest prawdziwa.

Po pierwsze, biegłego chirurga nie zapytano, czy obrażenia chłopca mogły powstać w wyniku upadku na podłogę. Więc opinia jest jednostronna. Po drugie, pełnomocnik rodziców zwrócił uwagę, że ich wersja wydarzeń też jest spójna. A pracownikom szpitala może zależeć na tym, by umniejszać swoją winę.
Po trzecie, nie sprawdzono, dlaczego położna, widząc, że podłoga jest mokra, nie włożyła niemowlaka do łóżeczka transportowego, zamiast brać go na ręce, choć takie są procedury.

Po czwarte wreszcie, dziecko zostało zbadane przez jednego lekarza. A by ocenić, czy ma ciężki uszczerbek na zdrowiu (a z takiego paragrafu toczyło się śledztwo), trzeba zlecić badania u neurologa, neonatologa, ortopedy i pediatry.
O tym, czy przychylić się do wniosku rodziców, sąd zdecyduje za półtora miesiąca.
Zarząd szpitala na pytania o postępowanie położnej odpisał nam: "Informacje dotyczące pacjentów szpitala są objęte tajemnicą".

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

P
Pokrzywdzona Siemieradzki
Takie nieszczęśliwe wypadki dość często wydarzaja się w Szpitalu Siemieradzkim..... Sama jestem poszkodowaną mamą... moje dziecko nie żyje.... gdzie to się stało!? Szpital Siemieradzki! No nie mogę uwierzyć, że prokuratura po raz kolejny umorzyła sprawę... Brak mi słów... ile jeszcze nieszcześcia musi sie wydażyć, aby wkońcu wyciagneli konsekwencje wobec tego szpitala!!!!????
Od 2005 roku w prokuraturze w Krakowie toczą sie sprawy wobec tego szpitala i dziwnym przypadkiem wszystkie są umarzane...... Przypadek......?
O
Obiektywna
Nieszczęśliwy wypadek, który może wydarzyć się niezależnie od czasu, ani wszelkiej zapobiegliwości. Z artykułu, to co zeznają rodzice, to dziecko by tego nie przeżyło. Może właśnie ta położna uratowała mu życie. Bądźmy obiektywni. Ktoś, kto nie pracuje w zawodzie medycznym w szpitalu na zmiany to nie ma pojęcia, jak ciężka i odpowiedzialna jest to praca. Nie ma pojęcia jak można być zmęczonym. Nie ma pojęcia jak trudny jest to zawód. Nie ma pojęcia jak człowiek się stara i chce służyć innym swoją pracą , a pacjenci nadal niesłusznie ich oczerniają. Nie ma pojęcia, że po takim wypadku może się człowiekowi załamać życie. Nie ma pojęcia, że jest się też człowiekiem, który czuje ból i upokorzenia. Natomiast jeśli się okaże, że jednak personel ma rację to nikt z pacjentów nawet nie powie słowa przepraszam. Oczerniać i wymagać każdy umie. Jest to bardzo trudny zawód. Jeszcze trochę, a w Polsce będzie pracował "super wykwalifikowany" personel za granicy.
j
ja ja
znamy w Polsce gangi zawodowe, niezgodne z moralnymi i ludzkimi zasadami kłamstwa aby bronić kolesiostwo. Takim gnidom ludzkim się nie wierzy, ponadto są dowody wystarczające , skoro dziecko urodziło się zdrowe a po upadku naraz w ciężkim stanie, połamane to co q*** cud się stał ??? Środowisko lekarskie jest drugim najbardziej skorumpowanym, zakłamanym po środowisku prawnym w tym parchatym kraju !
p
pacjent
Wersja szpitala zawsze będzie spójna - bo stanowią zespół przed sądem, ale nie na sali porodowej. Życzę powodzenia w przeprawie z nimi - z tego co czytam rodzina ma konkretne i zasadne argumenty i dowody. Odwołujcie się, składajcie apelacje, nie dawajcie za wygraną. Niech się nauczą chodzić na płaskich butach i szanować pacjentów a nie żadać tylko podwyżek
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska