Gazeta Krakowska kontynuuje rozpoczętą we czwartek akcję, w której domagamy się ukrócenia bezkarności chuliganów, którzy szpecą miasto.
Radosław Gądek, zastępca komendanta straży miejskiej, zapewnia jednak, że Kraków ma sukcesy w walce z "grafficiarzami". Przyczyniło się do nich 6 funkcjonariuszy ze specgrupy zajmującej się walką z nielegalnymi malunkami. Stosowanych przez nich metod uczą się od nich służby z całego świata. - Przyjeżdżają do nas policjanci np. z Belgii, z Francji podpatrzeć coś z naszych metod - chwali się.
Jakie to metody? Natychmiastowa reakcja na sygnały mieszkańców o graficiarzach... O sukcesach straży można przeczytać również na specjalnej stronie internetowej, skąd dowiemy się m.in. o najbardziej spektakularnych akcjach strażników przeciwko pseudografficiarzom.
- W Krakowie graffiti jest plagą - mówi Gądek i chwali się sukcesami. - Tylko w pierwszym półroczu tego roku, strażnicy miejscy ujawnili 747 wulgarnych lub antysemickich graffiti. Połowa już została zamalowana - wylicza.
Mieszkańcy śmieją się z takich osiągnięć. - A ja się pytam gdzie są ci, którzy te napisy wykonali? - mówi Jarosław Mieczyk, mieszkaniec Kazimierza. - Niech pan spojrzy, co tutaj się dzieje. To po to jest nam potrzebny jakiś oddział specjalny w straży? - pyta, pokazując ręką naszym reporterom ścianę kamienicy na ul. Augustyńskiej, na której ktoś namalował czerwoną farbą wielki napis: "Wisła k..a".
Ani w Łodzi, ani w Warszawie nie istnieje specjalna grupa zajmująca się walką z pseudografficiarzami. - Taki sprawami zajmujemy się w ramach bieżących interwencji - wyjaśnia nam Monika Niżniak, rzecznik prasowy warszawskiej straży miejskiej.
Postanowiliśmy sprawdzić, na czym polega działanie krakowskiej specgrupy i ruszyliśmy ze strażnikami na wspólny patrol. Fala wulgarnych napisów zalewa Stare Miasto i Kazimierz. Mnóstwo "pseudomalunków" widnieje na ul. Dietla i Alejach.
Jedziemy radiowozem przez nowohuckie osiedla. Odwiedzamy również Prądnik Biały. Na każdym kroku rzucają się w oczy hasła: "J...ć Żydów", "Cracovia k...y", nie licząc pojedynczych wyrazów na literę ch.
- To są osoby dobrze zorganizowane. Grupy rozstawiają się i obserwują całe otoczenie, ubezpieczając tych, którzy malują. Mamy często wrażenie, że jesteśmy o krok, a grupa nagle się rozprasza. Ostatnio zrobiliśmy akcję nocną z policją, i znów byliśmy o krok - opowiada z pasją strażnik, z którym patrolujemy miasto.
Podczas objazdu rzuca się nam w oczy os. Podwawelskie. Nie ma tu "graffiti".
- To zasługa władz naszej spółdzielni, którzy konsekwentnie zamalowują obraźliwe napisy jakie pojawiają się na ścianach, ale to nie znaczy, że nie mamy z tym problemu - mówi Katarzyna Kurowska, mieszkanka osiedla.
- Niestety, ale na razie, takie działanie, to jedyny ratunek - przyznaje rozbrajająco Gądek. - Ale jeśli właściciel budynku nie zechce usunąć napisu, nie możemy go do tego zmusić - dodaje.
Jest szansa, że zamalowywaniem ohydnych haseł wkrótce zajmą się więźniowie. Obecnie przy sprzątaniu miasta pracuje ich 23. - Zamierzamy zwrócić się do władz miasta, aby poprosiły służby więzienne o skierowanie osadzonych do pracy przy usuwaniu ze ścian graffiti - zdradza Gądek.
Patrol kończymy po dwóch godzinach. Niestety, żadnego wandala nie złapaliśmy. - I tak to wygląda - żegna nas Gądek.
Marta Patena, radna PO.
Na pewno powinniśmy z tym walczyć. Tym bardziej, że przesłanie wypisywanych na murach tekstów jest zwykle negatywne, a nie pozytywne. Ale muszę przyznać, że nikt dotąd nie zgłosił mi tego problemu i nie było żadnych skarg.
W każdym społeczeństwie są osoby, które się zachowują nieodpowiednio. Wiadomo, że tych napisów nie robią dorośli czy osoby, które mają zajęcie. Robi to młodzież, która chce rozładować energię i agresję, bo nie zajmuje się niczym konstruktywnym. Chociaż z drugiej strony, pisanie na murze to mniejsze zło niż bicie kibica przeciwnej drużyny.
Trzeba by zająć czas młodzieży. W naszym mieście nie jest tak źle. Mamy ośrodki U Siemachy i inne organizacje, które skutecznie się tym zajmują. Są też streetworkerzy, którzy tłumaczą młodym ludziom, że w jakimś stopniu sami za naprawianie zrobionych przez siebie szkód zapłacą.
Jerzy Woźniakiewicz, radny dzielnicy Czyżyny.
Niekontrolowane graffiti jest na pewno problemem dla naszego miasta. Skutecznie walczą z nim chociażby mieszkańcy Nowej Huty, gdzie przy każdej nowej inwestycji wprowadza się monitoring, który zniechęca i odstrasza wandali. Jest to metoda droga, ale i tak tańsza, niż gdyby trzeba było ciągle za ciężkie pieniądze zamalowywać elewacje. Innym rozwiązaniem jest farba antygraffitowa.
O takim sposobie rozmawialiśmy na komisji praworządności na początku roku. Myślę, że w Krakowie problem ten nie narasta lawinowo, ale jak się nie będziemy nim zajmować na bieżąco, to wreszcie stracimy nad nim kontrolę. To jest tak, że jedno pokolenie się z tego leczy, ale w tym samym czasie następne zaczyna chorować na chęć wyrażenia siebie na murze. To jest wielowątkowa i trudna kwestia związana z egzekwowaniem kar i edukacją.