

Teodozja Maliszewska
Radna, która żyje, żeby pomagać ludziom i dyscyplinować urzędników. Nie interesuje jej wielka polityka, ale problemy mieszkańców Krakowa.
Rozmowa z nią działa jak terapia. Teodozja Maliszewska jest zawsze uśmiechnięta, zawsze ma czas. Pogada, pożartuje, rzuci jakimś komplementem. Lubi optymistów, ludzi z poczuciem humoru, bo sama jest taka.
Na jej dyżury, jako radnej miejskiej PO, przychodzą tłumy. Mają różne problemy: alimenty, trudności z wypełnieniem papierków do urzędu. Teodozja Maliszewska porusza niebo i ziemię, żeby pomóc. Nauczyła się pisać pozwy, potrafi załatwić różne sprawy w skarbówce. To samo robi jako radna dzielnicy Prądnik Biały.
- Czy ja jestem „wpływowa”? Nie wiem. Dla mnie liczy się po prostu, kiedy komuś pomogę. Nie chcę i nie będę mieszać się w wielką politykę. Mnie interesują ludzie - zapewnia Teodozja Maliszewska. Często, aby pomóc krakowianom, zmusza miejskich urzędników do działania i potrafi przy tym ostro krytykować.
Jako polonistka i dyrektorka szkoły podstawowej w Krakowie-Witkowicach spod swoich skrzydeł wypuściła tysiące uczniów, dziś lekarzy, prawników, naukowców, dziennikarzy.
- Kobietom brakuje męskiej arogancji. Mamy jakiś hamulec: że może nie wypada. I kiedy kobieta nad tym myśli, mężczyzna już się przebija. To powinno się zmienić - mówi Maliszewska. (kk)