- Czy to była wielka odwaga? Po prostu słuszne zachowanie - mówi Jakub Ociepa, fotoreporter "Gazety Wyborczej". - Żałowałem jedynie, że nie umiem udzielić kobiecie pierwszej pomocy. Dlatego pierwsze co zrobiłem po tej historii, to przekartkowałem podręcznik z ratownictwa medycznego. Teraz bym umiał zaopiekować się tą panią - dodaje.
Paweł Szopa, który na co dzień pracuje w Miejskim Przedsiębiorstwie Energii Cieplnej, stara się teraz omijać bulwary wiślane. - By nie prowokować losu - zaznacza.
Niezwykle skromny Paweł czuje się źle, gdy błyskają flesze. Za bohatera wcale się nie uważa. - A tak w ogóle, panie wojewodo, przepraszamy za zamieszanie - śmiał się podczas wręczenia medali w gabinecie Jerzego Millera. - W pracy koledzy już nieco się uspokoili, ale teraz po wręczeniu medali znów zaczną wypytywać o wszystko. Ja już bym chciał zapomnieć o tym. Zwłaszcza że na bulwarach w ogóle nie powinno mnie wtedy być. Zastępowałem wówczas kolegę - wzdycha.
20 lutego, ok. godz.13.30. Paweł Szopa miał jeszcze około 200 metrów do pracy. Nagle zobaczył, jak kobieta - niezbyt okazałej postury, w czarnej kurtce - wbiega do Wisły. Oniemiał.
- Trudno opisać słowami, co wtedy myślałem, czułem. Podbiegłem do niej. Kurtka utworzyła "poduszkę powietrzną", więc kobieta nie poszła od razu na dno i leżała w wodzie twarzą do góry. Wziąłem jakiś kij i zacząłem jej podawać, myślałem, że złapie. Ale za sekundę już się przewróciła do góry plecami. Wiedziałem, że liczą się minuty. Ściągnąłem kurtkę. Bałem się. I słyszę tylko takie "pluch" - wspomina. To Jakub Ociepa wkroczył w akcję.
Paweł Szopa zaznacza, że wsparcie drugiej osoby w ratowaniu kobiety dodało mu otuchy. Razem wyciągnęli ją na brzeg. Karetka dość szybko przyjechała i zabrała 55-latkę. A bohaterowie poszli grzać się do MPEC-u, gdzie pracuje Paweł.
- Tam dostałem robocze ubranie i buty, bo moje wszystkie rzeczy były mokre. Napiliśmy się ciepłej herbaty i Paweł zawiózł mnie do domu swoim samochodem. Koniec historii - uśmiecha się Jakub.
Zaznacza, że teraz nie wie, czy drugi raz wskoczyłby do wody. - Działałem emocjonalnie. Dla mnie było to logiczne: umiem pływać, więc pomagam - mówi.
Wojewoda po oficjalnej uroczystości zaprosił mężczyzn na krótką pogawędkę przy kawie i herbacie. - Nie będę wygłaszał wielkich słów, po prostu dziękuję wam - powiedział mężczyznom Jerzy Miller. - Jestem przekonany, że nie wszyscy skoczyliby do zimnej rzeki. Bo to nie był lipiec, temperatura wody nie wynosiła 20 stopni C, a osoba tonąca była nieprzytomna. Rzadko wręczam medale odważnym i ofiarnym - dodał.
- Kawa u pana wojewody jest bardzo pyszna - mówi Paweł Szopa. - Ale lepiej, by powodów do takich spotkań było jak najmniej. Myślami wciąż jestem na brzegu Wisły i nie jest mi z tym wcale dobrze.
Ani Jakub, ani Paweł nie wiedzą, jak czuje się kobieta, którą uratowali. Mają nadzieję, że dobrze.
Komu i za co medal za odwagę
- Mało wśród nas jest ofiarnych i odważnych.
Bo w 2012 r. prezydent RP przyznał tylko 106 Medali za Ofiarność i Odwagę. Te wręczone wczoraj Pawłowi i Jakubowi - są pierwsze w tym roku. Medal za Ofiarność i Odwagę przyznawany jest osobom, które niosły pomoc innym ludziom, narażając przy tym swoje życie. Zaprojektowany został w 1960 r. przez rzeźbiarza Józefa Gosławskiego. Pojawił się m.in. w serii komiksów o Kapitanie Żbiku.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+