- Proszę pani, ja jestem u siebie w szpitalu. W moim państwie. I mi tutaj nikt nie będzie mówił, gdzie ja tutaj mogę wchodzić, a gdzie nie - wykrzykiwał Bartosz T., gdy pracownicy toruńskiego szpitala upominali go, że nie może chodzić po oddziałach chirurgicznym i onkologicznym, filmując pacjentów i łózka.
Mężczyzna trafił do aresztu, również za grożenie, że toruński ratusz spłonie. Po aresztowaniu Onet.pl ujawnił, że toczy się jednocześnie kilka innych postępowań karnych związanych z Bartoszem T. - Mają się biznesy otwierać - krzyczał w pociągu do pasażerów. - A jeżeli nie, to my wszyscy kibice, niegrzeczne chłopaki, będziemy wchodzili do domów tych ludzi. Do domów urzędników, do domów polityków, do domów policjantów - relacjonuje Onet.pl
Jak informuje Onet.pl, matka 32-latka, który sam nazwał się króle antycovidowców, przeprosiła za syna i wyraziła obawę, że mężczyzna ma problemy psychiczne. Tymczasem areszt przedłużono mu do przełomu sierpnia i września. Możliwe, że zostanie on przedłużony ponownie.
Źródło: Onet.pl
