Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ks. Franciszek Blachnicki. Gwałtownik Królestwa Bożego, a teraz święty?

Redakcja
Rewolucjonista, wizjoner, "gwałtownik Królestwa Bożego". Życiorys ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela ruchu oazowego, starczyłby dla kilku osób. Za młodu uniknął śmierci. Czy 40 lat później został otruty? - pisze Marta Paluch.

Gwałtownik Królestwa Bożego - tak mówił o ks. Blachnickim Jan Paweł II, przyjaciel. Trafnie określił determinację, z jaką kapłan budował ruch oazowy (Światło-Życie). Z początku nic jednak nie zapowiadało, że zostanie księdzem. Trzeba było wyroku na gestapo i pobytu w celi śmierci i, by przeszedł przemianę.

Teraz trwa jego proces beatyfikacyjny - 27 lutego 2013 r. metropolita katowicki, abp Wiktor Skworc, złożył w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych "positio"- szczegółowy opis życia księdza Blachnickiego - kandydata na ołtarze. Dokładnie w ten sam dzień, 26 lat wcześniej, kapłan zmarł. Miał 66 lat.

Teraz w procesie beatyfikacyjnym potrzebny jest niewytłumaczalny z punktu widzenia medycyny cud (najczęściej chodzi o uzdrowienie). Możliwe jest też uznanie kandydata na ołtarze za męczennika - jeśli umarł za wiarę.
W przypadku ks. Blachnickiego taka ewentualność mogłaby zaistnieć, gdyby udało się udowodnić, że został otruty. A takie podejrzenia pojawiły się już kilka lat temu.

Jak naprawdę umarł
13 grudnia 1981 roku ksiądz Blachnicki o wybuchu stanu wojennego dowiaduje się w Rzymie. Rok później wyjeżdża do niemieckiego Carlsberga, do ośrodka Marianum. Nigdy więcej nie zobaczy już Polski. Co więcej, zdradzą go przyjaciele z ojczyzny...
Już na początku lat 80. radzieckie media nazywają ks. Blachnickiego "dywersantem w sutannie" i "pasterzem kontrrewolucji".
- W Polsce miał nie lepszą prasę. "Żołnierz Wolności" pisał o "polskim ajatollahu". Władze PRL wysłały za nim w stanie wojennym list gończy - mówi Andrzej Grajewski, historyk, szef działu zagranicznego "Gościa Niedzielnego", były szef Kolegium IPN.

Dlaczego tak się na niego uwzięły?

- Myślę, że, traktowały go jako groźnego przeciwnika politycznego, który miał szeroki wpływ na młodzież - tłumaczy Grajewski. - Ks. Blachnicki dążył także do syntezy teologii, polityki i spraw społecznych. Chciał zjednoczenia społeczeństw w państwach bloku komunistycznego, by pokojowo obalić narzucone siłą władze. Zaczął tworzyć struktury takiego ruchu, w porozumieniu z "Solidarnością".

Jego zalążkiem miała być wyrosła z oazy Niezależna Chrześcijańska Służba Społeczna (NChSS) "Prawda, Krzyż, Wyzwolenie".
Stan wojenny przerwał te przygotowania, ale ks. Blachnicki przeniósł pomysł za granicę i tam założył organizację Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów.

Był wizjonerem - już na początku lat 80. przewidział pokojowy rozpad świata za żelazną kurtyną. Władze go inwigilowały, był jednym z najbardziej znienawidzonych przez nie polskich duchownych. Inwigilacja nie ustała, gdy kapłan wyjechał za granicę. Służbom PRL pomagała w tym enerdowska Stasi.

- Jak się potem okazało, dwoje bliskich współpracowników ks. Blachnickiego - Andrzej Gontarczyk i jego żona Jolanta, później prezes stowarzyszenia Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów, współpracowało z SB - mówi Grajewski. 27 lutego 1987 roku ks. Blachnicki już o tym wiedział - został ostrzeżony przez opozycjonistów z "Solidarności", którzy dotarli przez swoje wtyki w SB do akt bezpieki.

- Pojechał do drukarni, którą prowadził Gontarczyk, rozmawiał z nim i wrócił bardzo zdenerwowany. Nie wiemy, czy coś tam jadł. Po powrocie położył się spać. Już nie wstał - mówi Grajewski. Historyk rozmawiał ze świadkami, którzy widzieli ciało księdza tuż po śmierci.

- Mówili, że z ust księdza wypływała piana, dużo piany. A to nie był typowy objaw choroby, która spowodowała jego zgon, jak wynikało z rozpoznania niemieckiego lekarza - tłumaczy.

Z jego zawiadomienia katowicki IPN wszczął śledztwo w sprawie śmierci ks. Blachnickiego. Nie udało się jednak znaleźć dowodów na otrucie. Nic dziwnego - nigdy nie zlecono sekcji zwłok. A po tylu latach trudno byłoby znaleźć ślady toksyn.

Nawrócony
I pomyśleć, że w taki sposób mógł umrzeć człowiek, który kiedyś cudem uniknął śmierci. Zresztą, on całe życie miał niezwykłe.
Franciszek Blachnicki, urodzony w Sosnowcu w 1921 roku, był aktywnym harcerzem, a potem żołnierzem kampanii wrześniowej. Jako 18-letni chłopak po klęsce kampanii, założył konspiracyjną organizację w Tarnowskich Górach. W 1940 wpadł w ręce gestapo, niedługo później trafił do obozu koncentracyjnego w Auschwitz.

Przebywał tam, z numerem 1201, przez 14 miesięcy, z tego przez 9 miesięcy w karnej kompanii, w bloku 13 oraz przez prawie miesiąc w bunkrze. Z Auschwitz został przeniesiony do aresztu śledczego. W 1942 roku usłyszał wyrok śmierci (prze ścięcie) za konspirację przeciwko hitlerowskiemu państwu.

Blachnicki trafił do celi śmierci. Spędził tam cztery i pół miesiąca. Wtedy nastąpiło jego nawrócenie. Postanowił też, że zostanie księdzem. Nazywał potem to wydarzenie najważniejszym w swoim życiu. - Opowiadał nam o tym. On już wcześniej wierzył, to nie było nawrócenie na wiarę, tylko raczej jej pogłębienie - mówi ks. Antoni Sołtysik z parafii św. Mikołaja w Krakowie, animator ruchu oazowego.

Niedługo po tym Blachnicki został ułaskawiony. W więzieniu przesiedział jeszcze trzy lata. Gdy tylko skończyła się wojna, wstąpił do Seminarium Śląskiego w Krakowie i w 1950 r. został księdzem. Nie zerwał z konspiracją - w latach 50. działał na rzecz przywrócenia do Katowic wypędzonych stamtąd biskupów, nieposłusznych władzom PRL. Pod koniec lat 50. również bardzo energicznie wziął się za swoje owieczki. Jeszcze przed rozpoczęciem się soboru watykańskiego II, zaczął tworzyć struktury ruchu odnowy chrześcijańskiej. W ponurych latach 50. otworzył Ośrodek Katechetyczny, a w 1957 roku zaczął akcję przeciwalkoholową - Krucjatę Wstrzemięźliwości.

Skrzydła rozwinął po soborze - wtedy na dobre zaangażował się w ruch, który miał aktywizować młodzież i ogólnie, świeckich w Kościele. Nazwał go Ruch Światło-Życie (powszechnie przyjęła się nazwa: Oaza). Ten ruch zrewolucjonizował polski Kościół. - Ale to była łagodna rewolucja, bez nienawiści i przemocy. Rewolucja miłości - zaznacza ksiądz Sołtysik.
Rewolucja miłości

Pierwszy ośrodek oazowy powstał w Krościenku nad Dunajcem, na "Kopiej Górce", w pierwszej połowie lat 60. W niewielkiej salce z trudem mieściło się 80 osób. Ale jeździli - i księża, i młodzież - na wymyślone przez ks. Blachnickiego 15-dniowe rekolekcje "przeżyciowe".

- Oswajaliśmy się nawzajem. Młodzi bardzo szanowali księdza Blachnickiego, zachwycali się nim - wspomina ks. Sołtysik.
Pamięta, że ks. Blachnicki był odważny. - Nie bał się komunistów. On, który przeżył hitlerowski obóz, któremu śmierć zajrzała w oczy, miał inną perspektywę - opowiada krakowski ksiądz. Strasznie grał na nerwach partyjnym. Więc go szykanowali - zaczęło się od drobnych złośliwości. Np. nie dawali mu przydziałów na węgiel i w zimie nie miał czym ogrzać sali na rekolekcje.

- Wtedy wymyślił, żeby członkowie oaz wysyłali pocztą po pięć kilo węgla w paczkach do Krościenka. I tamtejsza poczta była zawalona paczkami. Komuniści byli wściekli - śmieje się ks. Sołtysik. - Zrozpaczeni pracownicy poczty wymusili na władzach Krościenka, by już mu dały te przydziały, bo im się na posterunku skład węgla zrobił - uśmiecha się ks. Jan Głód, założyciel pierwszej oazy w Krakowie.

Pamięta, że w latach 80. na Górkę przyjeżdżały tłumy młodych. - Sam czasem pożyczałem parę złotych ks. Blachnickiemu, bo tych wszystkich ludzi trzeba było gdzieś ulokować, nakarmić - wspomina. Już wtedy kard. Wojtyła chronił ruch oazowy przed władzami PRL. Zarówno ruch, jak i ks. Blachnicki byli inwigilowani od samego początku i mogliby nie przetrwać bez ochrony potężnego hierarchy. - Byli jak bracia, kardynał Wojtyła bardzo dobrze się czuł na Górce - mówi ksiądz Głód.

Łączyło ich podejście do młodych i odejście od koturnowego traktowania posługi. Obaj uosabiali Kościół otwarty - z rekolekcjami na świeżym powietrzu, wycieczkami w góry, swobodną dyskusją o wierze. Obaj byli bliscy młodym i autentycznie ich wychowywali.
Zasłużył na niebo

W momencie, gdy ks. Blachnicki umierał, do jego ruchu należało 100 tys. osób. Dziś na rekolekcje jeździ 45 tys. osób, przeszło przez niego mnóstwo luminarzy nie tylko Kościoła, ale i życia publicznego - m.in. ks. bp Grzegorz Ryś, Małgorzata Kożuchowska, Bartłomiej Topa czy Stanisław Sojka.

A w Krościenku, gdzie sprowadzono jego ciało, do grobu pielgrzymują oazowicze. - W wakacje są tu tłumy. 27. dnia każdego miesiąca odprawiamy mszę za niego. Teraz modlimy się o szybką beatyfikację - mówi ks. Henryk Homoncik, proboszcz parafii Dobrego Pasterza w Krościenku.

- Oj, na tę świętość to on sobie zasłużył - mówi ksiądz Jan Głód.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska