Dla szarego pracownika płaca minimalna, wynosząca dziś 2100 zł brutto, to dokładnie 1530 zł na rękę. Dla pracodawcy ta sama płaca minimalna to wydatek 2533 zł (bez 19 groszy). Dla państwa to 1002 zł zysku w postaci wpływów do budżetu i ZUS. Planowana na przyszły rok przez rząd podwyżka płacy minimalnej o 150 zł zwiększy dochód pracownika na rękę o 103 zł, a wpływy państwa – o prawie 80 zł. Kto wysupła to dodatkowe 183 zł? Pracodawca.
Jak zauważa Jarosław Kaczyński, przedsiębiorcy siedzą na pieniądzach i dadzą radę. Sąk w tym, że pracodawcami są także instytucje państwowe i samorządowe. Zatrudniają jedną piątą Polaków! I ci Polacy są wkurzeni. Gospodarka pędzi, budżet chwali się rekordowymi od narodzin Chrystusa wpływami z podatków, a pensje w budżetówce są dziesiąty rok z rzędu zamrożone.
Pracownikom budżetówki można oczywiście powiedzieć, że do sfery publicznej nie idzie się dla pieniędzy. Ale szary urzędnik, belfer lub gliniarz może tego nie kupić. Zwłaszcza gdy widzi, iż zarabiający dotąd tyle co on szarak z PiS zaczął nagle zarabiać milion rocznie.
„Solidarność” wprawdzie broni rządu twierdząc, że z żadnym nie dało się wynegocjować tylu dobrodziejstw dla pracowników. Ale są jeszcze inne związki, a te uważają „S” za przybudówkę PiS lub coś na kształt szczekającego pieska rządu (raczej chihuahua niż wilczura). I szykują się do protestów, może nawet strajku generalnego. Żądanie wstępne brzmi: podwyżka płac o 12 proc. i ich powiązanie ze wzrostem PKB.
Oczywiście, mimo owych największych od czasów Tyberiusza wpływów podatkowych, rząd takich pieniędzy nie ma. Ale przecież… Przedsiębiorcy siedzą na pieniądzach i dadzą radę!
ZOBACZ KONIECZNIE: