
Dla wielu osób ślub to bardzo ważne wydarzenie, które chce pamiętać do końca życia. Starannie dopracowane stroje, odpowiednio wcześnie zaplanowane szczegóły ceremonii, zaproszeni goście - wszystko musi być zapięte na ostatni guzik po to, by po latach usiąść z partnerem i mieć co wspominać. Są jednak osoby, które do instytucji małżeństwa podchodzą w dość "specyficzny sposób".
Poznaj historie osób, które zdecydowały się poślubić… ulubione zwierzę lub przedmiot! >>>>

Łuczniczka, która obrała za cel... wieżę Eiffla
37-letnia Erika La Tour, była amerykańska żołnierz a obecnie zawodowa łuczniczka sportowa od wielu lat pałała miłością do przedmiotów nieożywionych. W związku z jej "dziwnymi skołonnościami" została wydalona ze służby wojskowej, jednak zbytnio się tym nie przejęła. Co więcej, w swoich upodobaniach poszła o krok dalej. Porzuciła zainteresowanie swoim łukiem (którego nazwała Lance), czy kawałkiem ogrodzenia na rzecz wieży Eiffla. W 2008 roku udała się do Paryża i podczas intymnej ceremonii z udziałem kilku przyjaciół ślubowała miłość i wierność jednemu z najbardziej rozpoznawalnych obiektów architektonicznych na świecie. Na znak, że poważnie traktuje to "małżeństwo" którtko po ceremonii zmieniła nazwisko na La Tour Eiffel.

Poduszkowa panna młoda
W 2010 roku w Korei Południowej doszło do interesującej ceremonii ślubnej. 28-letni Lee Jin-gyu poślubił swoją wieloletnią partnerkę, którą była... poduszka z podobizną Fate Testarossy (bohaterka jednej z anime). Pan Młody od początku podkreślał, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Miłość szybko rozkwitła i Lee Jin postanowił przedstawić swoją wybrankę wszystkim przyjaciołom. Jeden z jego znajomych powiedział: "Chodzi z nią do parku lub do wesołego miasteczka. Tam idzie z nią na wszystkie przejażdżki. A kiedy wychodzi na kolację, zabiera ją ze sobą i zamawia dla niej osobny posiłek". Dodał także, że jego Lee Jin ma "całkowitą obsesję" na punkcie swojej "żony". Jego przyjaciele od początku im kibicowali, a na ślubie życzyli szczęścia pomyślności.

Poślubił sam siebie
Do niecodziennego ślubu doszło także w Chinach w 2007 roku. 39-letni Liu Ye zakochał się... w sobie. Stwierdził, że nie znajdzie lepszego partnera dla siebie i postanowił się poślubić. Wesele odbyło się w centrum miasta, na które zaprosił wielu gości. W trakcie całej ceremonii pieszczotliwie trzymał własny portret w rękach. Po ogłoszeniu, że jest "mężem i żoną" stwierdził: "Nie, nie jestem gejem. Po prostu kocham siebie. Mój ślub jest w pewnym sensie protestem przeciwko szarej rzeczywistości. Tak, jestem szczęśliwy. Teraz czuję, że jestem w pełni jednością".