Zespół Wisły przystąpił do meczu z Lechią po trzech kolejnych porażkach w prestiżowych spotkaniach z Cracovią, Lechem Poznań i Legią Warszawa. Zamierzali się podnieść, ale są bez formy, przybici ostatnimi wynikami i zagrali fatalnie. Brak punktów oznacza dla krakowian miejsce w drugiej ósemce, wśród drużyn walczących o utrzymanie w lidze.
Tradycyjnie na trybunach był to mecz przyjaźni, bowiem kibice obu zespołów od lat żyją w zgodzie. Przed spotkaniem pozdrawiały ich koszykarki Wisły, które przybyły nad morze na niedzielne spotkanie z Basketem Gdynia. Miały więc okazję zasiąść na trybunach stadionu i obserwować jak męczą się ich koledzy.
Dla obu zespołów spotkanie miało dużą wagę. Wisła potrzebowała punktów, aby liczyć na miejsce w górnej ósemce tabeli. Do tego aby znaleźć się w tej grupie dąży też Lechia, która ma w składzie piłkarzy o znanych nazwiskach, ale od początku sezonu zawodziła.
Wisła przyjechała nad morze, aby przerwać fatalną serię, ale nie sprzyjały jej problemy kadrowe. Z powodu kontuzji nie mogli wystąpić: najlepszy strzelec Paweł Brożek, a także Boban Jović i Donald Guerrier.
Autor: Piotr Tymczak
To był szczególny mecz dla kapitana wiślaków Arkadiusza Głowackiego, który rozegrał 401. spotkanie w barwach Wisły, czym pobił wieloletni rekord należący do Władysława Kawuli. Obok Głowackiego wystąpił 19-letni Jakub Bartosz. Dla niego był to trzeci występ w ekstraklasie. W poprzednim spotkaniu na prawej obronie zastąpił kontuzjowanego Jovicia. Młody wiślak zaprezentował się wtedy z dobrej strony i znów otrzymał szansę.
Pierwszy kwadrans spotkania był wyrównany. Później Lechia zaczęła przeważać. W ofensywie szczególnie aktywny był Michał Mak, który w przeszłości był juniorem Wisły. Za pierwszym razem Mak w walce o piłkę leżał na murawie, ale zdołał oddać strzał, który nogami wybił Radosław Cierzniak.
Bramkarz wiślaków wykazał się też w kolejnej sytuacji, w której również uderzał Mak. Za trzecim razem zawodnik Lechii cieszył się z gola. Stało się tak po tym jak gdańszczanie wykorzystali niezdecydowanie obrońców „Białej Gwiazdy”. Asystę zaliczył Sebastian Mila, a Mak „główką”, uprzedzając Głowackiego, pokonał Cierzniaka. Przed przerwą wiślacy nie potrafili odpowiedzieć. W pierwszej połowie krakowianie nie przeprowadzili żadnej groźnej akcji.
Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił. Znów szansę miał Mak i tym razem Wisłę uratował Cierzniak. Drugi gol wisiał jednak w powietrzu i niedługo później Lechia go zdobyła. Znów asystował Mila, a bramkarza „Białej Gwiazdy” pokonał Maciej Makuszewski.
W 76 minucie Wisła oddała pierwszy celny strzał, a konkretnie Bartosz. Piłkę po jego uderzeniu złapał Marko Marić. Na nic więcej wiślaków nie było stać. Ostatnią w tym roku szansę na przebudzenie będą mieli w najbliższy piątek, na który zaplanowano mecz Wisły u siebie z Pogonią Szczecin.
**Lechia Gdańsk – Wisła Kraków 2:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Mak 36, 2:0 Makuszewski 55.
Sędziowali: Piotr Lasyk (Bytom) oraz Konrad Sapela (Łódź) i Bartłomiej Lekki (Zabrze)
Żółte kartki: Stolarski (54), Makuszewski (90+3) - Sadlok (28), Boguski (90), Cywka (90+2)
Widzów: 9527
Lechia: Marić – Stolarski, Gerson, Janicki, Wawrzyniak – Borysiuk (86 Wojtkowiak), Kovacević – Makuszewski, Mila (75 Chrapek), Peszko – Mak (90+2 Haraslin)
Wisła: Cierzniak – Bartosz, Głowacki, Guzmics, Sadlok (39 Cywka) – Mączyński, Uryga – Burliga (72 Kuczak), Crivellaro (53 Popović), Boguski – Jankowski