Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maaskant po krakowsku (ZDJĘCIA)

Redakcja
Andrzej Banaś
Nie zapytaliśmy holenderskiego trenera Wisły Kraków o transfery. Nie wyciągaliśmy go na zwierzenia dotyczące wzmocnień krakowskiego zespołu. Nie dopytywaliśmy, czy Mariusz Pawełek podpisze kontrakt, ani czy Żurawski zagra wiosną cały mecz. W zamian trener przedstawił nam swoją narzeczoną. O uczuciach Roberta Maaskanta do Lijsbeth i Krakowa - pisze Bartosz Karcz.

Dookoła mróz, śnieg, zaspy, a pomiędzy nimi na rowerze mknie slalomem ponadczterdziestoletni postawny, uśmiechnięty mężczyzna.

Szaleniec? Nie, to Robert Maaskant, trener piłkarzy Wisły Kraków, dla którego rower jest najczęstszym środkiem lokomocji po mieście. Jak sam twierdzi, zima go nie zniechęca, by korzystać z dwóch kółek. Zresztą Maaskant potrafi zaskakiwać nie tylko jazdą na rowerze po śniegu. Chcecie wiedzieć, jakim człowiekiem jest Holender prywatnie? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Trzy podejścia do Polski

Przyjazd Roberta Maaskanta do Krakowa był jego trzecią wizytą w naszym kraju. Najdłuższą, ale, jak sam twierdzi, już pierwsze dwa krótkie pobyty pozwoliły mu wyrobić sobie zdanie o naszej ojczyźnie i Polakach. Tego zdania nie zmienił teraz, gdy w Krakowie mieszka już kilka miesięcy.

- Pierwszy raz w Polsce byłem dwadzieścia lat temu - mówi Maaskant. - To były pokazy dżiu-dżitsu, w których zresztą brałem udział.

ROBERT MAASKANT I JEGO DZIEWCZYNA NA ZDJĘCIACH

Już wtedy przekonał się, że Polacy są otwartymi, dobrymi i bezinteresownymi ludźmi.
- Polska była wtedy oczywiście zupełnie innym krajem niż obecnie - dodaje Robert Maaskant. - Przez te dwadzieścia lat zmieniło się tutaj bardzo dużo rzeczy na plus, ale ludzie są tacy sami...

Po raz drugi przyjechał do Polski w sierpniu ubiegłego roku.

- Ta wizyta związana była z meczem NAC Breda z Polonią Warszawa w Lidze Europejskiej - przypomina. - To był krótki pobyt. Teraz jestem w Krakowie i... mogę mówić przede wszystkim o bardzo pozytywnych wrażeniach. Dla mnie jedną z ważniejszych rzeczy jest to, że większość ludzi mówi tutaj po angielsku. Nie będę krył, że to ułatwia mi życie, a żyje mi się w Krakowie bardzo dobrze.

Niektórych może zdziwić, skąd Maaskant, były piłkarz, a obecnie trener futbolu, wziął się na pokazach dżiu-dżitsu przed dwudziestu laty i to w charakterze jednego z uczestników.

Z papierami dżiu-dżitsu

Odpowiedź jest prosta. Holender uwielbia najróżniejsze sporty i jego świat wcale nie ogranicza się tylko do piłki nożnej. Ma papiery instruktora dżiu-dżitsu, ale również narciarstwa. A nie są to jedyne sporty, które uprawia.

- Kocham sport w każdej postaci - zdradza. - Dżiu-dżitsu, narty, rower, a także tenis, squash. Raz wystartowałem również w maratonie nowojorskim. To było niezapomniane przeżycie. Jako Holender muszę też oczywiście obowiązkowo umieć jeździć na panczenach, choć przyznam, że to akurat nie jest moja ulubiona dyscyplina - zastrzega. W Holandii łyżwy cieszą się jednak rzeczywiście ogromną popularnością. W zimie gdy w moim kraju zamarzają kanały, można zobaczyć często ludzi, którzy na łyżwach potrafią przejechać nawet po 40 kilometrów...


ROBERT MAASKANT I JEGO DZIEWCZYNA NA ZDJĘCIACH

Życie holenderskiego trenera nie tylko wokół sportu się kręci. Gdy sprowadził się do Krakowa, postanowił szybko poznać historię miasta, również naszego kraju. Jak sam przyznaje, interesuje go wszystko i choć wolnego czasu na zwiedzanie nie ma za wiele, to i tak już sporo zobaczył.
- Mam swój sposób na poznawanie Krakowa - opowiada. - Spaceruję po prostu po mieście i poznaję coraz to nowe zakątki. Robię to też na rowerze.

Kręgi Holendra

Zaczął od okolicy, gdzie mieszka, ale zatacza coraz szersze kręgi.
- Cały czas uczę się Krakowa, czytam na ten temat sporo. Zacząłem od standardowych miejsc - Rynek Główny, Kazimierz. Odwiedzam muzea. Byłem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wybrałem się też do Auschwitz i było to dla mnie niesamowite przeżycie - przyznaje Holender.
Kraków i Polskę poznaje również rozmawiając z ludźmi.

- Nie tylko z tymi, których znam z klubu czy jego otoczenia. Moi współpracownicy pomagają mi zrozumieć waszą historię, a ja chcę o niej wiedzieć jak najwięcej, bo przecież teraz żyję właśnie tutaj. Tę naukę zacząłem od najprostszych rzeczy. Mieszkam przy ul. Królowej Jadwigi, więc szybko musiałem się dowiedzieć, kim była ta królowa - opowiada. - Dzięki temu poznałem też historię królów.
Polska bez kompleksów
- W ogóle macie piękną historię - Maaskant bierze głębszy oddech. I kontynuuje: - Dlatego powiem szczerze, że czasami zaskakuje mnie podejście Polaków do swojej ojczyzny, to negatywne nastawienie. Mieszkałem przez większość swojego życia w Holandii, gdzie ludzie są bardzo pozytywnie nastawieni do swojego kraju. Teraz jestem tutaj i trochę dziwi mnie ten pesymizm, a przecież wy Polacy nie powinniście mieć żadnych kompleksów!

Gdy pytamy Maaskanta, czy jeszcze coś negatywnie zaskoczyło go w naszym kraju, prócz polskiego pesymizmu, odpowiada już na wesoło: - O tak, drogi. Powiedzmy sobie szczerze, są koszmarne (śmiech).

Dziewczyna trenera

Robert Maaskant w Krakowie w wolnym czasie może liczyć na towarzystwo nie tylko Polaków, ale również innych Holendrów, mieszkających pod Wawelem. Przede wszystkim swojej dziewczyny o imieniu Lijsbeth, która, żeby zamieszkać z trenerem Wisły w Polsce, zostawiła pracę w słynnym Ajaksie Amsterdam. Teraz nie żałuje jednak tego kroku.


ROBERT MAASKANT I JEGO DZIEWCZYNA NA ZDJĘCIACH

- Moja dziewczyna krąży między Holandią a Krakowem, ale jest tutaj ze mną bardzo często - mówi trener. - I tak jak mnie, bardzo się jej tutaj podoba. Tak samo jak ja, uczy się języka polskiego. Nawet zapisała się do szkoły językowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dla niej przyjazd do Polski też jest nowym doświadczeniem. Ma możliwość poznania nowych, ciekawych ludzi i cieszy się z tego.

Trener utrzymuję kontakty między innymi z Patrickiem den Bultem, Holendrem, który właśnie został radnym Krakowa.

- Słyszałem zresztą, że osiągnął w wyborach bardzo dobry wynik - mówi Maaskant. - Cieszę się, że mogłem go spotkać, bo wychowywaliśmy się w tej samej wiosce, a teraz życie po latach rzuciło nas w to samo miejsce i mogliśmy odnowić starą znajomość. Bardzo lubię towarzystwo Patricka i jego polskiej żony. Jak tylko czas pozwala, chodzimy razem do restauracji.

Popularność jest miła

Maaskant, jak sam przyznaje, spotyka wielu ludzi, ale popularność nie męczy go. Zresztą sam jest bardzo otwartym człowiekiem, o czym przekonują się choćby dziennikarze na co dzień piszący o Wiśle.

Jeszcze nie tak dawno, żeby umówić się nawet na krótki wywiad z jednym z poprzedników Holendra, trzeba było czekać po kilka tygodni. Z Robertem Maaskantem sprawę załatwia się w kilka... minut.

O tej swojej otwartości i popularności zarazem mówi: - To jest dla mnie normalne zachowanie. Przecież, ja, piłkarze i dziennikarze, my wszyscy pracujemy dla futbolu, więc naturalną koleją rzeczy powinniśmy sobie pomagać wzajemnie. Oczywiście w tym wszystkim zawsze trzeba zachować proporcje, umiar.
Ale w Holandii miał okres, gdy nieco ograniczył kontakty z mediami. - Teraz zdaję sobie jednak sprawę z tego, w jakim klubie pracuję - mówi. - Tę wiedzę czerpię też m.in. z kontaktów z normalnymi kibicami. Gdy na ulicy, w restauracji czy innym miejscu podchodzą do mnie fani, proszą o autograf, chcą sobie zrobić wspólne zdjęcie czy po prostu uścisnąć rękę i życzyć powodzenia, to z jednej strony jest mi bardzo miło, ale z drugiej uświadamia mi to, jak ważna dla wielu osób w tym mieście jest Wisła - uśmiecha się.


ROBERT MAASKANT I JEGO DZIEWCZYNA NA ZDJĘCIACH

Robert Maaskant w Krakowie ma jasny cel do zrealizowania - najpierw mistrzostwo Polski, później Liga Mistrzów. Jasne jest jednak również to, że kiedyś opuści nasz kraj i wróci do swojej ojczyzny.

Kiedy stąd wyjedzie...

Po zaledwie kilku miesiącach pobytu pod Wawelem mówi jednak: - Życie trenera jest takie, że nigdy nie wiesz, jak długo będziesz pracować w danym miejscu. Ja w tej chwili nie wiem, z czym i kiedy stąd odejdę. Już teraz mam jednak porównanie. Żyłem w Maastricht, w Bredzie, a teraz w Krakowie. I wiem, że życie w Polsce i Holandii w tej chwili nie różni się specjalnie, przynajmniej w takim mieście jak Kraków. We wszystkich tych miastach są miejsca gdzie można spędzać miło czas. Tutaj są znakomity Rynek i Kazimierz, gdzie bardzo lubię zjeść obiad w restauracji czy po prostu posiedzieć. To jest miasto na światowym poziomie! Jeśli kiedyś stąd odejdę, to na pewno będę tęsknił za Krakowem i... na pewno będę tutaj wracał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska