https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Macieja Skorży brutalny upadek na ziemię

Bartosz Karcz
archiwum
- Moja umowa wygasa z końcem obecnego sezonu. I rzeczywiście, żebym poprowadził zespół w pucharach, musi ona zostać przedłużona. Na razie tyle mogę powiedzieć - powiedział w rozmowie z "Gazetą Krakowską Maciej Skorża, trener Wisły Kraków

Gdy patrzy Pan na mijający 2009 rok, to przeważa uczucie spełnienia w roli trenera, czy raczej zawodu?
Chyba jednak bardziej zawodu. Bardzo dużo obiecywałem sobie po tegorocznej edycji europejskich pucharów. Zostałem jednak bardzo brutalnie sprowadzony na ziemię. Dlatego uczucie zawodu musi dominować w ocenie całego roku.

Zgodzi się Pan z oceną ostatniej ligowej rundy, że była jak wykwintna potrawa, ale pozbawiona przypraw? Przy czym potrawą jest wasza pozycja lidera, a przyprawami porażki w prestiżowych meczach.
To bardzo trafne określenie. W pełni oddaje sytuację, jaką mieliśmy w rundzie jesiennej. Z drugiej jednak strony lepsza sama potrawa niż same przyprawy.

Zaczęliśmy od minusów, ale też było trochę radości.
Na pewno mieliśmy dobrą pierwszą połowę roku. Stoczyliśmy heroiczną walkę o obronę mistrzowskiego tytułu. Musieliśmy odrabiać straty do Lecha Poznań i Legii Warszawa. To, że ta walka zakończyła się ostatecznie naszym sukcesem, sprawiło nam ogromną radość. To był nasz główny cel na pierwsze półrocze i udało nam się go w pełni zrealizować. Satysfakcja była tym większa, że cel osiągnęliśmy w momencie gdy nie brakowało nam problemów. Wystarczy przypomnieć kontuzję Pawła Brożka. Jeśli natomiast chodzi o drugie półrocze, to plusem są dla mnie dwa momenty, gdy potrafiliśmy się podnieść po bardzo bolesnych porażkach. Mam tutaj na myśli oczywiście przegrane z Levadią, a następnie z Legią i Cracovią. Najwięcej satysfakcji jesienią sprawił mi jednak bilans wyjazdowych spotkań. W poprzednim sezonie wyjazdy bardzo słabo nam wychodziły, a teraz potrafiliśmy znacząco poprawić ten element.

Po porażce z Levadią zarówno Pan jak i drużyna znaleźliście się na dużym zakręcie. Najnowsza historia Wisły uczy, że w takich przypadkach trenerzy tracili pracę. Panu udało się tego uniknąć. Dzisiaj, po kilku miesiącach, może Pan już powiedzieć, czym przekonał właściciela klubu, żeby dał Panu jeszcze jedną szansę?
To były trudne rozmowy, bo też bardzo trudny był moment dla całego klubu. Nikomu podczas tych rozmów nie było do śmiechu. Jednak o powody takiej decyzji włodarzy klubu proszę pytać ich samych. Ja ze swojej strony cieszę się, że mogłem dalej pracować z drużyną. Razem przezwyciężyliśmy ten ciężki moment. Została nam tylko liga, w której chcieliśmy walczyć i odbudować zaufanie. Cieszę się, że ta sztuka nam się udała.
W Tallinie, na dramatycznej konferencji prasowej, wziął Pan winę za porażkę z Levadią na siebie. Później został Pan przy drużynie, ale w klubie była osoba, która za tę porażkę zapłaciła głową. Nie miał Pan wyrzutów sumienia w stosunku do Jacka Bednarza, że to właśnie on stracił stanowisko?
Trudno jest mi to oceniać, ale nie sądzę, żeby głównym powodem odejścia Jacka Bednarza była porażka w Tallinie. Nie zapominajmy, że Jacek odszedł z Wisły jakiś czas po porażce z Levadią. Gdyby tylko to kryterium brać pod uwagę, to ja byłem pierwszy w kolejce do odejścia. Tylko tak mogę to skomentować.

Po tym jak Jacek Bednarz przestał pracować w Wiśle, część jego obowiązków spadła na Pańskie barki. Mówiło się o modelu angielskim. Jak Pan sobie radzi z dzieleniem obowiązków trenera i menedżera klubu?
Nie porównujmy się do modelu angielskiego, bo to są zupełnie inne realia. Dla mnie jest to rola, której muszę się uczyć. Muszę lepiej organizować sobie czas. A potrzebny mi jest m.in. na wyjazdy, na bezpośrednie obserwacje zawodników, na spotkania ze skautami. To jest rola, która pochłania mnie bardzo mocno. Gdy pracowałem tylko jako trener, często brakowało mi dnia, żeby wszystko ogarnąć, a skoro doszły dodatkowe zadania... Cóż, wszystko jest kwestią odpowiedniej organizacji, podziału obowiązków na wszystkie osoby w moim sztabie trenerskim. Coraz lepiej powinno to wyglądać.

Początek sezonu ligowego pokazał, że gdybyście zaczęli przygotowania do niego może o tydzień wcześniej, to Levadię udałoby się przejść. Gdy bowiem "odpaliliście" w lidze, długo trudno było znaleźć na was mocnego.
W jednym i drugim meczu stworzyliśmy sobie tyle sytuacji, że powinniśmy bez problemów wygrać. Gdybyśmy je wykorzystali, to nikt dzisiaj nie wspominałby o Levadii. Zabrakło nam skuteczności. Dla mnie to już zamknięty temat. Mogę zapewnić, że wyciągnąłem z tej lekcji wnioski. Zostawię je jednak dla siebie. Teraz liczy się tylko przyszłość.

Przejdźmy zatem do ligi. Punkty zbieraliście w niej regularnie, choć przed sezonem mogły być o to obawy, choćby ze względu na to, że nie mogliście gościć rywali w Krakowie. Były jednak zastrzeżenia do waszej gry. Czemu tylko niektóre mecze były dobre od początku do końca?
Takie mecze mieliśmy głównie w Sosnowcu. Najczęściej wyglądało to tak, że mieliśmy dobre albo bardzo dobre pierwsze połowy, a później w drugiej części musieliśmy bronić wyniku. Często było tak, że pierwsze połowy w ogóle nie zapowiadały kłopotów po przerwie. To powtarzało się, niestety, w wielu przypadkach. Paradoksalnie, lepsze spotkania w tej rundzie rozgrywaliśmy na wyjazdach. Przypomnę tylko mecze w Lubinie, Wrocławiu, Kielcach czy nawet w Chorzowie.

A może jest tak, jak twierdzi Paweł Brożek, że piknikowa atmosfera w Sosnowcu nie pomagała w mobilizacji. Na wyjazdach natomiast, nawet jeśli kibice byli przeciwko wam, grało się znacznie lepiej.
Zgadzam się z tym, bo Wisła z reguły gra mecze wyjazdowe przy pełnych stadionach, a to bardzo pomaga w koncentracji. Natomiast wychodząc na rozgrzewkę w Sosnowcu, bardziej słyszało się rozmowy na trybunach niż dało się poczuć atmosferę wielkiego meczu. Oczywiście to nas nie tłumaczy, bo jesteśmy profesjonalistami i powinniśmy sobie z tym radzić.
Kolejnym problemem, z którym borykaliście się w rundzie jesiennej, były kontuzje. W końcówce sezonu można było już mówić o ich pladze. Gdzie szukać przyczyn takiego nawarstwienia urazów?
Analizujemy te przyczyny. W niektórych przypadkach zabrakło nam czasu. Tak było w przypadku Arka Głowackiego. Wiedzieliśmy, że czeka go zabieg, ale liczyliśmy, że dotrwa do końca rundy. Nie udało się. Podobnie było w przypadku Pawła Brożka, który długo grał na środkach przeciwbólowych. W końcówce ból był już jednak tak duży, że jego gra w trzech ostatnich meczach nie miała sensu. Natomiast martwią nas kontuzje mięśniowe, np. Radka Sobolewskiego. Nabawił się jej podczas gry na treningu. Wyciągamy z tego wnioski i myślę, że wiosną pod tym względem będzie znacznie lepiej.

Kibiców najbardziej bolały jesienią prestiżowe porażki, szczególnie z Legią i Cracovią. Analizował Pan dlaczego zespół zagrał tak słabo w tych spotkaniach?
Co do tego, że były to nasze słabe występy, nie ma wątpliwości. Uważam jednak, że nie byliśmy słabsi od naszych rywali. Mało tego, mieliśmy więcej okazji na strzelenie bramek. Wystarczyło, żeby Patryk Małecki trafił w meczu z Legią do pustej bramki, mielibyśmy remis i utrzymaną przewagę w tabeli nad rywalami. Wiele czynników złożyło się na naszą postawę. Przede wszystkim słabiej wyglądaliśmy wtedy jako zespół pod względem fizycznym. Nie da się ukryć, że trochę uśpiła nas również przewaga w tabeli. Legia wyglądała na drużynę bardziej głodną zwycięstwa niż my. Jeśli natomiast chodzi o mecz z Cracovią, to... Tutaj ciężko szukać jakichkolwiek tłumaczeń. Na pewno nie pomogło nam to, że graliśmy po meczach kadry, a te spotkania zawsze gorzej nam wychodzą. W okresie poprzedzającym derby brakowało nam pięciu, sześciu zawodników. Widać, że z tym ciągle mamy problem. Cracovia wykorzystała jedną okazję, później grała z dużą determinacją i niestety, w tym dniu to na nas wystarczyło. Nie będę ukrywał, że postawa w tych dwóch meczach jest dla mnie największym rozczarowaniem jesieni, jeśli chodzi o ligę.

A może Wisła musi grać z nożem na gardle? Postawa drużyny po stracie bramki w spotkaniu z Ruchem w Chorzowie, gdy wasza przewaga w tabeli mogła stopnieć do zera, a w meczach z Legią i Cracovią, to dwie zupełnie różne sprawy.
Coś w tym jest i daje mi sporo do myślenia. Widać było, że w krytycznych momentach zespół potrafił wykrzesać z siebie więcej. To jest zadanie dla mnie, żeby utrzymać wysoki poziom mobilizacji przez całą rundę. Wiosną będziemy mieć tylko trzynaście spotkań i pięć punktów przewagi nie może nas uśpić. Dlatego bardzo solidnie będziemy się przygotowywać do rundy rewanżowej i od pierwszego spotkania w Bełchatowie musimy grać i walczyć tak jak w meczu z Ruchem.

Na pewno będzie miał Pan lepszą sytuację kadrową, bo dojdą kontuzjowani ostatnio piłkarze. Czy jest jednak możliwe, żeby po zimowym okresie transferowym miał Pan gotową drużynę już nie tylko na ligę, ale na letnie gry w pucharach?
Myślę, że nie jest to w pełni możliwe. Nasze zamierzenia transferowe sięgają już do lata. Mamy kilku zawodników namierzonych, których chcemy pozyskać właśnie latem. W tym oknie transferowym nie będziemy mieli gotowej drużyny na puchary. Latem będziemy chcieli dorzucić jeszcze dwa silne ogniwa do zespołu. Teraz, po przyjściu Clebera, potrzebujemy dwóch, trzech wzmocnień. To zaostrzy rywalizację w drużynie. Nie chciałbym, żeby piłkarze czuli się zbyt pewnie, nie chcę, żeby którykolwiek z nich pomyślał, że ma etat w wyjściowej jedenastce.

Wspominał Pan ostatnio, że chce po jednym piłkarzu do każdej formacji. Dotyczy to również bramki? Ilje Cebanu bronił w tej rundzie więcej niż wiosną i spisywał się dobrze. Czy jest to już wystarczający rywal dla Mariusza Pawełka?
Ilje rzeczywiście ostatnio grał dobrze. Bronił w tej rundzie w pięciu meczach. On czyni systematyczne postępy i bierzemy pod uwagę taki układ, że nadal będzie głównym rywalem Mariusza. Nie będę jednak ukrywał, że szukamy bramkarza. Jeśli tylko znajdziemy opcję, która zagwarantuje nam wyższy poziom niż obecnie, to będziemy chcieli z niej skorzystać.
Marcelo Moretto, którego testowaliście, to temat zamknięty?
W jego przypadku furtka nie zamknęła się definitywnie. Istnieje cień szansy, że do tego transferu dojdzie.

A z Michała Pazdana zrezygnowaliście definitywnie?
Podjęliśmy decyzję, że Michał na razie do nas nie przejdzie. Będziemy go jednak dalej obserwować.

Spotkał się Pan ostatnio z kierownictwem klubu. Znajdą się w Wiśle środki na transfery czy najpierw musicie kogoś sprzedać?
Na pewno będziemy starali się wygospodarować jakieś środki. W tej chwili trudno powiedzieć, czy sprzedaż kogoś z obecnej kadry będzie warunkiem koniecznym do przeprowadzenia transferu do Wisły.

Na koniec chcę zapytać o Pański kontrakt. Aktualny kończy się po obecnym sezonie. Pan często powtarza, że chce jeszcze raz spróbować swoich sił z Wisłą w europejskich pucharach. Żeby się tak jednak stało, musi Pan podpisać nową umowę. Rozmawia Pan już na ten temat z kierownictwem klubu?
Sytuacja wygląda tak, że moja umowa wygasa z końcem obecnego sezonu. I rzeczywiście, żebym poprowadził zespół w pucharach, musi ona zostać przedłużona. Na razie tyle mogę powiedzieć. Jeśli coś się zmieni, to klub o tym poinformuje.

Czyli dyplomatycznie chce Pan powiedzieć, że na razie takie rozmowy się nie toczą?
Bez komentarza.

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
JA
MACIEK NIEMA LEPSZEGO OD CIEBIE I WIĘKSZOŚC KIBICÓW TO WIE, CI CO PISZA INACZEJ TO NIE KIBICE WISŁY
k
kibic
Życzę Panu Maćkowi Skorży wszystkiego najlepszego w nadchodzących Świetach i Nowym Roku. Bardzo udanych transferów, wyników. Jak dla mnie najlepszym wyjściemy były by transfery Białkowskiego, Janoty, Costlyego. Każdy z nich byłby chętny tylko należy wyłożyć na nich pieniądze (małe w stosunku do ich potencjału )

Wybrane dla Ciebie

Wzmocniona ochrona w UMK. Następne będą szkoły i szpitale?

Wzmocniona ochrona w UMK. Następne będą szkoły i szpitale?

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Za duże na MŚP, za małe na korporację. Unia stworzy nową kategorię firm

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska