Najprawdopodobniej już w piątek, 4 stycznia okaże się, jak w okolicach Krakowa będą przebiegać polowania na dziki. Na ten dzień zaplanowano bowiem spotkanie myśliwych z kół zrzeszonych w Zarządzie Okręgowym Polskiego Związku Łowieckiego z przedstawicielami inspekcji weterynaryjnej. Podczas spotkania ustalony zostanie plan dalszych działań, które mają zapobiec rozszerzeniu się na teren Małopolski afrykańskiego pomoru świń (ASF).
Groźna choroba zakaźna, która dotarła do Polski zza wschodniej granicy, zagraża hodowlom trzody chlewnej. A ponieważ roznoszą ją głównie dziki, w całej Polsce jeszcze w styczniu przeprowadzane będą polowania na lochy i odyńce.
– W Małopolsce jeszcze nie mamy ASF, ale kwestią jest to, kiedy, a nie czy w ogóle się u nas pojawi. Dlatego musimy usiąść nad mapą, ustalić, kto i kiedy będzie polował, tak żeby odstrzał odbywał się równocześnie w sąsiadujących ze sobą obwodach. Wtedy będziemy mieli pewność, że zwierzę, które ucieknie jednemu myśliwemu, trafi pod lufę drugiego – tłumaczy Leszek Paczkowski, straszy instruktor ZO PZŁ w Krakowie.
– Twierdzenie, że ASF na pewno pojawi się w Małopolsce, to czarnowidztwo. Ale nie można tego wykluczyć. Dlatego musimy trzymać rękę na pulsie – podkreśla Agnieszka Szewczyk-Kuta, małopolski wojewódzki lekarz weterynarii.
W Polsce ASF pojawił się na początku 2014 r. Chorobę stwierdzono dotąd u ok. 3,5 tys. dzików, odnotowano też ponad 200 ognisk ASF w hodowlach. Problem dotyczy Podlasia, Lubelszczyzny, Mazowsza, a ostatnio szczególnie Warmii i Mazur. Pojedynczy przypadek odnotowano też na Podkarpaciu. Co ciekawe, na ścianie wschodniej w poszukiwaniu padłych zwierząt udział brali nawet żołnierze, m.in. Wojsk Obrony Terytorialnej.
– Ze statystyk wynika, że choroba postępuje. Nie jesteśmy w stanie określić, czy sytuacja będzie się polepszać, czy pogarszać – mówi Agnieszka Szewczyk-Kuta.
Myśliwi, również z Małopolski, od lat współpracują z inspekcją weterynaryjną. Tylko w ostatnich dwóch latach w ramach odstrzałów sanitarnych zabili ok. 1,5 tys. dzików. Odstrzały takie odbywają się najczęściej na terenach położonych w pasie o szerokości 35 km po obu stronach autostrady A4. Bo to właśnie nią poruszają się samochody z Ukrainy w kierunku Europy Zachodniej. A człowiek, mimo że nie zachoruje na ASF, może przemieścić na sobie wirusa.
W ostatnich latach inspekcja weterynaryjna skontrolowała pod kątem zabezpieczenia przed przeniknięciem ASF co piąte z ok. 11,6 tys. stad trzody chlewnej w Małopolsce. Przebadano także około 700 dzików padłych, zabitych w wypadkach czy takich, których stan zdrowia wzbudził podejrzenie myśliwych. A także dwie świnie, które według hodowców miały objawy ASF (wysoka gorączka, wybroczyny na uszach, ryju czy ogonie). Wszystkie zwierzęta były jednak zdrowe.
Jak wylicza Leszek Paczkowski, od 1 października 2015 roku myśliwi zrzeszeni w PZŁ w Krakowie odstrzelili prawie
12 tys. dzików. Podczas styczniowych polowań padnie kolejne kilkadziesiąt.
Ekolodzy boją się, że wskutek tej akcji dojdzie do eksterminacji dzików w Polsce. Dylematy mają też myśliwi, przypominają, że ministerstwo środowiska pozwoliło ostatnio na strzelanie do ciężarnych loch i matek prowadzących potomstwo. - Wiadomo, jedni to zrobią, inni się powstrzymają, ale zgodnie z prawem możemy strzelać do wszystkiego co się rusza i przypomina dzika. A akcja z masowym zabijaniem zwierząt niewiele ma wspólnego z polowanie - powiedział nam anonimowo jeden z myśliwych spod Krakowa.
KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Klimat w kraju się zmieni. Zagrożenie dla Polski i świata?