Nie wiadomo na razie, który kryzys jest większy: Adama Małysza czy globalnej gospodarki, ale
w Zakopanem nie boją się żadnego z nich.
Organizatorzy konkursów Pucharu Świata w skokach narciarskich nie przewidują klapy. - Wszystko wskazuje na to, że zawody obejrzy komplet widzów - zapowiada dyrektor imprezy Lech Nadarkiewicz.
Na Podhalu wszędzie wiszą reklamy z hasłem "Piyknie pytomy". Górale dotąd nie obawiali się, że globalna recesja spowolni proces wydobywania od ceprów pieniędzy, ale dopiero w ten weekend dostaną odpowiedź, czy jednak nie nadchodzi chudszy okres. Od kilku lat konkursy Pucharu Świata były dla nich czasem wielkich zysków. Jak będzie teraz?
- Kibice nie zawiodą. Polacy są przekorni, więc będą wydawać pieniądze wbrew kryzysowi - pociesza się Basia ze stoiska z biało-czerwonymi gadżetami, czapkami i szalikami. Jednak mimo że stała wczoraj w dobrym punkcie - na skrzyżowaniu ul. Piłsudskiego z Krupówkami - klientów było tylu,
co kot napłakał. - Dopiero się rozłożyliśmy. Poza tym jest południe. Ruch zacznie się później - nie zrażała się dziewczyna.
W Zakopanem wszyscy przekonują, że zainteresowanie jedną z największych i najpopularniejszych imprez sportowych w Polsce nie jest wcale mniejsze niż w poprzednich latach. A jeśli już, to - jak kilka razy usłyszeliśmy - "jest mniejsze najwyżej ociupinkę".
- Spodziewamy się podobnej liczby turystów jak przed rokiem - przyznaje Monika Kraśnicka-Broś, rzeczniczka zakopiańskiej policji. - Termin konkursów Pucharu Świata tradycyjnie zbiega się
z początkiem ferii. Ludzie często chcą połączyć obie rzeczy i zaczynają urlop od wizyty na Wielkiej Krokwi. Nie martwiłabym się więc o frekwencję.
Wczoraj to zdanie nie brzmiało jednak przekonująco. Na Krupówkach, na których straszy upaprany błotem biały miś i które coraz bardziej przypominają tandetną wersję Disneylandu (na każdym kroku strzelnice, maszyny z bokserską gruszką, stoiska z watą cukrową i kiczowatymi zabawkami), zamiast płynącej w kierunku Krokwi rzeki ubranych na biało-czerwono ludzi były pustki.
- Mało nas? Zobaczy pan jutro. Rok temu w dzień kwalifikacji też tak było. A następnego dnia szpilki nie było gdzie wsadzić. Pamiętam, że raz obiad jadłem na stojąco - mówi zażywny starszy pan,
z animuszem dmący w trąbkę pod skocznią.
- Największego najazdu na Zakopane spodziewamy się w piątek wczesnym popołudniem
- potwierdza jego przypuszczenia rzeczniczka policji.
Na przyjęcie kibiców najlepiej przyszykowały się zakopiańskie lokale. W nich też coś zmieniło się ociupinkę - wzrosły ceny. Przynajmniej w porównaniu do tych z połowy grudnia.
- No może trochę - czerwieni się kelner w jednej z restauracji.
Knajpy wyszykowały jednak nie tylko pucharowy cennik, ale również interesujące menu. Hitem będzie "nawalony baca" - propozycja jednej z karczem - czyli pół litra piwa wymieszane
z pięćdziesiątką śliwowicy. Emocje gwarantowane.
W weekend porządku w Zakopanem będzie pilnować ok. 400 funkcjonariuszy, w tym posiłki
z Krakowa.
- Dla nas to największe logistyczne przedsięwzięcie w roku - mówi Kraśnicka. I apeluje do kibiców, aby nie zabierali na skocznię cennych przedmiotów. - A na pewno nie powinni ich wkładać do plecaków lub zewnętrznych kieszeni. Podczas zawodów liczba kradzieży wzrasta. Giną portfele, telefony komórkowe, karty kredytowe - przestrzega fanów, których kilkadziesiąt tysięcy zapatrzy się w loty Małysza i spółki.
Pierwszy konkurs dziś o godz. 16.30.
Są jeszcze bilety na Puchar Świata
Jeśli chciałbyś obejrzeć konkursy Pucharu Świata w skokach w Zakopanem, ale nie masz biletu - nic straconego.
Wejściówki na dolne sektory ciągle się dostępne (na górne trybuny poszły już wszystkie). W mieście ustawiono nawet kilkanaście specjalnych stoisk, na których można je kupić. Cena standardowa:
60 złotych.
- Bilety najlepiej się sprzedają pod skocznią. U mnie coś słabo idą - narzekała wczoraj Ewelina Kolasa, marznąc przy stoliku na Krupówkach. - Zimno, ale co zrobić. Może w piątek sprzedaż ruszy z kopyta
- wzdychała.