Masowe polowania - także w woj. podlaskim - zaczynają się w najbliższy weekend. Zgodnie z założeniem, w całym kraju zginąć ma nawet 210 tys. dzików, ich populacja ma być ograniczona do minimum.
– W naszym regionie takie odstrzały są prowadzone od 2014 r. , populacja dzików u nas jest już bardzo niska, w porównaniu do innych rejonów kraju – mówi Jarosław Żukowski, przewodniczący białostockiego okręgu Polskiego Związku Łowieckiego.
Czytaj też: Nadleśnictwo Hajnówka. Z żubra została tylko głowa i kości
Także przypadków ASF jest niewiele. W ub.r. było ich 208, gdy np. w mazowieckim ponad 1000, po ponad 400 w lubelskim czy warmińsko-mazurskim.
Ale i u nas w trzy kolejne weekendy myśliwi wyruszą na tzw. masowe i skoordynowane polowania, które zwiększają prawdopodobieństwo odstrzelenia jak największej populacji dzika w jednym dniu.
To protestujący rolnicy mogli przenosić ASF, wskazuje minister
– Każda metoda w walce z ASF jest dobra, a masowe polowania pomogą populację dzika zmniejszyć – uważa też Henryk Grabowski, Podlaski Wojewódzki Lekarz Weterynarii.
Ale wielu ekspertów nie pozostawiają na pomyśle suchej nitki – ich zdaniem masakra dzików na polowaniach zbiorowych nie powstrzyma ASF.
- Prowadzona od trzech lat akcja odstrzału dzika przynosi efekty odwrotne od zamierzonych - wirus dotarł już za Warszawę. Dowiedziono, że rolnicy odpowiedzialni są za rozprzestrzenianie wirusa w hodowlach, ale to dzik stał się kozłem ofiarnym. Dzik w przeciwieństwie do rolnika nie głosuje – eksterminacja dzika ma zapewnić wygraną w wyborach – mówi Adam Bohdan z Fundacji Dzika Polska, wchodzącej w skład koalicji Niech żyją! która domaga się powstrzymania polowań i odwołania ministra środowiska.
Więcej na ten temat przeczytasz we wtorkowym wydaniu papierowym Gazety Współczesnej lub serwisie plus.wspolczesna.pl