- Tomek odezwał się pół roku przed śmiercią, chciał pomocy, bo miał plan otwarcia sklepu z klubowymi pamiątkami. Ja produkuję takie pamiątki - tłumaczył przed sądem niski, krótko ostrzyżony 42-latek. Przekonywał, że nic nie wie o okolicznościach śmierci "Człowieka". Potwierdził, że zadzwonił do niego w dniu tragedii - 17 stycznia 2011 r., ale telefon odebrał ich wspólny znajomy. "Tomek jest reanimowany, jest w karetce" - usłyszał Robert M. Potem z mediów dowiedział się o jego śmierci, był na pogrzebie. Nie wie, czy Tomasz C. brał narkotyki lub nimi handlował. Nie słyszał, by miał długi i wrogów.
- Nie chodzę nawet na mecze, mam zakaz stadionowy - zeznawał. Dodał, że założył rodzinę, ma dzieci, pracę i zerwał ze środowiskiem kibiców, bo jest już za stary.
To raczej nie jest prawdą, bo do sądu "Metal" został dowieziony z aresztu w kajdankach. Trafił do niego we wrześniu ub.r. po ustawce kiboli pod Multikinem, w której zginął fan Wisły. Prokuratura wyjaśnia, kto zadał mu śmiertelny cios nożem. "Metal" i kilkunastu młodych mężczyzn ma zarzuty udziału w bójce ze skutkiem śmiertelnym. Podejrzanymi są zarówno pseudokibice Cracovii, jak i Wisły.
Wybierz najlepsze zdjęcie naszych fotoreporterów 2012 roku [GALERIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!