Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy Modlnicy wspominają wielkanocne obyczaje

Barbara Ciryt
Barbara Ciryt
W Wielki Piątek dziewczyny rozśmieszały wartowników przy Grobie Pańskim. A strażacy brali na nich odwet w Poniedziałek Wielkanocny, gdy wystrojone panny wracały z kościoła, przy remizie czekały na nie sikawki i wiadra z wodą.

W dawnej wsi podkrakowskiej obrzędy i zwyczaje były przeplatane zwykłymi psotami. Jedne i drugie były na porządku dziennym. Mieszkańcy skupieni w Zespole Modnicanie wspominają jak to bywało przed laty w ich wiosce. - Tutaj tradycje zawsze były kultywowane pieczołowicie, ale żarty też nieustannie trzymały się ludzi - wspomina Bogumiła Pietrzyk prowadząca Zespół Modlnicanie.

Już od Wielkiego Czwartku wszyscy skupiali się wokół kościoła. Po wieczornej mszy strażacy zaciągali wartę przy Grobie Pańskim.

- I tak już staliśmy po dwóch do północy w sobotę. Oczywiście wymieniając się co 15 minut - wspomina Stanisław Krzęciasz, strażak z Modlnicy, przedstawiciel Rady Sołeckiej i Zespołu Modlnicanie. - To nie było takie łatwe. Trzeba było stać bez ruchu z toporkiem na ramieniu w ciężkich hełmach - dodaje.

Tymczasem przed Grób Pański podchodziły dziewczyny. Prowokowały minami, szeptami próbowały rozśmieszyć wartowników.

- Pamiętam, że niejednokrotnie któryś wybuchał śmiechem - wspomina pani Bogumiła.

Stanisław Krzęciarz zaprzecza. - Jak to wybuchał śmiechem. Wybuch śmiechu w takim miejscu był niemożliwy. Staraliśmy się utrzymać powagę, przecież staliśmy przy Grobie Pańskim. Ale jeśli doszło do tego, że strażak popatrzył na strażaka naprzeciwko, to mógł parsknąć, no ale nie był to wybuch śmiechu. Robiliśmy wtedy różne grymasy twarzy, żeby tylko się nie śmiać. Gorzej jeśli w tym czasie nie mógł tego opanować się, a do tego wszystko udzieliło się temu z naprzeciwka - drugiemu wartownikowi... - uśmiecha się pan Stanisław.

Modlnicanie pokazują przy okazji starą kołatkę, która przypominała o smutku i śmierci Chrystusa. - W kościele były wyłączone wówczas instrumenty. Ludzi na nabożeństwo wzywały kołatki. Były używane przez cały Wielki Piątek. Mamy taką jedną starą kołatkę w zbiorach naszej Izby Regionalnej - mówi Bogumiła Pietrzyk. Wyjmuje z gabloty drewniane urządzenie. Sołtys Modlnicy Wojciech Mazur zaczyna potrząsać kołatką, która wydaje głośny dźwięk.

Izba Regionalna w Modlnicy. Pamiątki po znanym folkloryście,...

Te kołatki były używane jeszcze w Wielką Sobotę, ale to był już bardziej radosny dzień, który zaczynał się od święcenia pokarmów. - Święcenie odbywało się przy kościele, ale także w kilku innych miejscach naszej parafii: w Szycach, Tomaszowicach, Modlniczce oraz w dwóch miejscach w Modlnicy. Tak jest od lat. W umówionych miejscach, przy kapliczkach i domach zbierają się ludzie, przynoszą ze sobą koszyczki z pokarmami, które ksiądz święci - mówi sołtys Mazur. - Najważniejsze produkty do święcenia to chleb, jajka, szynki, sól, maso i chrzan - mówią modlnicanie.

Krystyna Staszczyk zaznacza, że dawniej te produkty wszystkie były przygotowane w domu. Chrzan wszyscy chodzili kopać na miedzach między polami. Świeże korzenie przynosiło się do domu i ścierało, żeby był do świątecznych potraw.

- Tak jest od lat. Gdy pracowałem w naszym modlnickim dworze, to przed Wielkanocą chodziliśmy , żeby nakopać dwa worki chrzanu, bo trzeba było obdzielić wszystkich współpracujących z dworem. Ile kilofów złamaliśmy na tym kopani chrzanu, to szkoda mówić. To dlatego, że ładny chrzan rośnie głęboko i trzeba się do niego dokopać. A potem kobiety w dworskiej kuchni tarły to i dawały do słoików. A tarcie chrzanu jest uciążliwe, płacze się przy tym o wiele bardziej niż przy cebuli. Przy tej robocie trzeba było otwierać drzwi i robić przeciąg, to trochę pomagał - wspomina Stanisław Krzęciasz.

Mieszkańcy nie zapominają jeszcze o jednej tradycji tej okolicy. Podczas święcenie pokarmów w Wielką Sobotę była zbiórka żywności dla osób ubogich. Z parafii te dary były rozwożone do ośrodków dla niepełnosprawnych i do domów dziecka. Wciąż te produkty są zbierane, teraz osobom potrzebującym przekazuje je Caritas.

W Wielkanoc niemal wszyscy szli na rezurekcję. - Obowiązkowo szliśmy tam w ludowych strojach krakowskich - zaznacza pani Bogumiła. A strażacy wartownicy oczywiście w mundurach galowych. Towarzyszyli księdzu podczas procesji, a potem nim wrócili do domów szli do remizy, bo najpierw musieli podzielić się jajkiem ze wszystkimi druhami.

W Poniedziałek Wielkanocny też po wyjściu z kościoła szli do remizy. Wtedy to już brali właśnie odwet na dziewczynach za to rozśmieszanie podczas warty przy Grobie Pańskim, ale nie tylko.

- Oblewaliśmy je wszystkie. Miejsce było bardzo dogodne, bo przy remizie mieliśmy sikawki i wiadra z wodą - zaznacza Wojciech Mazur.

A panie Bogusia dodaje, że dziewczyny miały wtedy problem, bo jedyna droga z kościoła prowadziła obok remizy. - Co to była za radość. Wystrojone dziewczyny szły prosto przed nasze sikawki - śmieje się pan Stanisław. Żadnej nie udało się uciec. Ale przejście na sucho nie było w ich interesie, bo jeśli dziewczyna nie była oblana, to znaczy, że nikt się nią nie interesował, nikomu się nie podobała. Więc lepiej było wrócić do domu w doszczętnie przemoczonym ubraniu.

WIDEO: Trzy Szybkie. Monika Bogdanowska: Nigdzie nie spotkałam się z takim stanem miasta jak w Krakowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Mieszkańcy Modlnicy wspominają wielkanocne obyczaje - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska