https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Bałtroczyk i złote czasy Rotundy w Krakowie. "Dziś nie ma już takiego zjawiska, jakim kiedyś była kultura studencka"

Paweł Gzyl
Piotr Bałtroczyk był legendą Rotundy. Dziś jest popularnym prezenterem i stand-uperem
Piotr Bałtroczyk był legendą Rotundy. Dziś jest popularnym prezenterem i stand-uperem Przemysław Świderski, archiwum
Wywiadów nie udziela dziś prawie wcale. Prawie, bo z nami zgodził się porozmawiać. Ale też temat był dla niego wyjątkowy: krakowska Rotunda, słynny studencki klub. W niej Piotr Bałtroczyk, ceniony konferansjer, stand-uper i telewizyjna osobowość, zaczynał i rozwijał swoją karierę. Nie tylko w roli gwiazdy sceny, choć jego swoboda, intelekt i subtelny dowcip pamiętany jest w Krakowie do dzisiaj. W rozmowie z nami wspomina, jak wyglądała praca i imprezowanie 30 lat temu przy ul. Oleandry 1.

- Ogłoszono niedawno, że rozpoczęły się prace mające na celu przywrócić do życia do 2028 roku krakowski klub Rotunda. To dobrze, że po niemal dekadzie od jego zamknięcia, władze UJ znalazły fundusze na to przedsięwzięcie?

- Słyszę w pana głosie złośliwość, którą podzielam. (śmiech) Oczywiście to dobrze, że wreszcie UJ znalazł pieniądze na ten remont, bo to przecież kawał historii, nie tylko studenctwa, ale i Polski, ponieważ to przedwojenny budynek.

- Kiedy ostatni raz pojawił się pan na scenie Rotundy?

- Pojawiłem się tam tuż przed zamknięciem ze swoim stand-upem. Klub robił smutne wrażenie, to było wtedy mocno zaniedbane miejsce. Ekipa, która wówczas zarządzała klubem, wyraźnie o niego nie dbała. Pamiętam, że wyjeżdżałem stamtąd przygnębiony. Były tam pety na scenie, garderoby bez żarówek. Słabo to wyglądało. To miejsce tak ważne w mojej biografii, że odczułem to jakoś osobiście.

- No właśnie: jak to się stało, że student nauk politycznych w Uniwersytecie Warszawskim trafił w połowie lat 80. do Rotundy?

- Po raz pierwszy pojawiłem się w Rotundzie w 1984 roku. Jej szefem był wtedy nieżyjący już mój przyjaciel Krzysztof Lipski. Byłem wtedy kierownikiem programowym Klubu Pod Jaszczurami. Zaproponował mi tę funkcję też nieżyjący już dziś jego ówczesny szef Kajetan Czubacki. Funkcjonowałem wtedy w środowisku jako aktywny animator ruchu studenckiego. Ponieważ jakoś średnio się jednak w tych Jaszczurach wszystko składało, Krzysiek zaproponował mi, żebym był u niego programowym. Chciałem się tego podjąć, ale ostatecznie pomyślałem, że wrócę do Warszawy na studia, bo miałem wtedy urlop dziekański. Pojawiłem się jednak ponownie w Rotundzie rok później, aby zająć się organizacją Studenckiego Festiwalu Piosenki.

- To znaczy?

- Studencki Festiwal Piosenki odbywał się wtedy w Rotundzie, poza koncertem finałowym, który miał miejsce na Hali Wisły. Towarzyszyło mu wówczas ogromne zainteresowanie: ludzie stali w długich kolejkach, żeby kupić bilety. Ja zajmowałem się właściwie wszystkim: organizowałem koncerty, kwaterowałem gości, byłem konferansjerem i „artystą”. Bardzo się w to zaangażowałem, czułem, że to moje miejsce na Ziemi. I tak za kadencji Krzysia zakorzeniłem się w Rotundzie.

- Wtedy w Krakowie najważniejsze były dwa kluby: Rotunda i Pod Jaszczurami. Jaka była między nimi różnica?

- Rotunda na pewno miała lepsze warunki lokalowe – dwie sale widowiskowe na dwóch piętrach. Odbywały się tam koncerty wszelkiego rodzaju: jazzowe, rockowe, poetyckie. Do tego, co weekend organizowano dyskotekę dla studentów. Był tam też Dyskusyjny Klub Filmowy, który bardzo prężnie działał i wyświetlał filmy, których normalnie nie można było obejrzeć w kinach. Z czasem w Rotundzie zaczęły występować kabarety i przeniesiono doń festiwal PaKA. Pod Jaszczurami było więcej jazzu, Janusz Muniak był tam rezydentem. Z kolei w Rotundzie był Jazz Juniors. Wszystko więc się jakoś uzupełniało. Tak naprawdę nie było specjalnych różnic ani animozji. Każdy z tych klubów miał swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. (śmiech)

Piotr Bałtroczyk w Rotundzie, 2000 rok.
Piotr Bałtroczyk w Rotundzie, 2000 rok.
Archiwum

- Dzisiaj się mówi, że w latach 80. i nawet jeszcze w 90. w Rotundzie panowała wyjątkowa atmosfera. Co ją tworzyło?

- Przede wszystkim ludzie mocni intelektualnie. Krzysiek Lipski był twórcą Teatru OM i organizował Reminiscencje Teatralne, bardzo ważny festiwal na ówczesnej mapie teatralnej Polski. Dzięki temu Rotunda była miejscem intelektualnego fermentu. PaKA początkowo zaczynała w Piaście, dopiero potem przygarnął ją klub przy Oleandry 1, bo miał lepsze warunki lokalowe. Rotunda to było więc miejsce, które miało wszystko: fajnych, wartościowych ludzi, potencjał intelektualny, dwie duże sale widowiskowe i znakomitą gastronomię.

- Czyli?

- W Rotundzie zaczynał swoją karierę biznesową obecnie rzutki biznesmen Ziyad Raoof, właściciel Dworu w Tomaszowicach i Minister Pełnomocnik Kurdystanu w Polsce. W latach 90. był ajentem rotundowego baru, gdzie z kolei rządził pan Tosiek, legendarna już postać. Za jego sprawą bar słynął z pysznej golonki. To była przesympatyczna postać, fajny człowiek, bardzo się lubiliśmy. Tosiek był tak rozpoznawalny w tym środowisku, że nawet fundował swoją nagrodę podczas PaKI.

- Stołował się pan w tym barze?

- Oczywiście. Kiedy szefem Rotundy był Andrzej Rosłaniec, to gdy przyjeżdżałem do Rotundy na występ, od razu zamawiałem golonkę u Tośka. A ponieważ ważyła ona średnio 1,60 kg, wiedziałem, że sam nie dam jej rady zjeść. Zapraszałem więc Rosłańca i dobieraliśmy się do niej razem. Andrzej był chudy jak wyżeł, ja wtedy podobnie, ale bez problemu radziliśmy sobie z tą golonką. Kiedy indziej zamawiałem natomiast pyszne pierożki. Może to nie była jakaś wizjonerska kuchnia typu „moderne”, ale było tam generalnie bardzo dobre jedzenie.

- Pochodzi pan z Olsztyna, studiował w Warszawie. Co sprawiło, że tak dobrze zadomowił się pan w krakowskim klubie?

- Na to złożyło się sporo rzeczy. Najpierw zacząłem się pojawiać intensywnie w Krakowie w Zaścianku jako gospodarz „Śpiewogrania”. Szefową tego klubu była wówczas Halina Bisztyga, która potem została szefową Rotundy i zabrała tę imprezę ze sobą. Byłem więc tam przez wiele lat gospodarzem tego „Śpiewogrania”. Do Rotundy przeniósł się też przez Halinę z Jaszczurów Zbyszek Książek ze „Śpiewać każdy może”.

Na początku lat 90. zaproponowano mi prowadzenie PaKI. Po dwóch latach zostałem mianowany jej dożywotnim konferansjerem, z czego festiwal się jednak nie wywiązał, bo w pewnym momencie mnie zdymisjonowano. Przyjeżdżałem więc co roku do Rotundy na wiele imprez, które organizowała Halina Bisztyga.

- Swój konferansjerski talent odkrył pan jeszcze na studiach w Warszawie, ale chyba doszlifował i rozwinął go pan właśnie w Rotundzie.

- To prawda. Na pewno najpierw podczas Studenckiego Festiwalu Piosenki, który prowadziłem w Rotundzie i w Hali Wisły. Dopiero potem podczas „Śpiewogrania” i PaKI. Rotunda była jednym z moich miejsc formacyjnych. Później pracowałem już w całej Polsce, zarówno jako konferansjer, ale również jako śpiewający autor z towarzyszeniem gitary. W Rotundzie jednak bywałem wyjątkowo często. Dlatego czułem się z tym miejscem emocjonalnie związany. Kiedy mieszkałem w Krakowie, wychodziłem z domu i gdy czułem w powietrzu pachnące bzy, które były tutaj zawsze wcześniej niż w Olsztynie, to wiedziałem, że za chwilę będzie Studencki Festiwal Piosenki, moja robota. Potem byłem jurorem tej imprezy, w sumie spędziłem na niej tysiące godzin.

- Którą z tych imprez najbardziej lubił pan prowadzić?

- Wszystkie darzę równym sentymentem. Studencki Festiwal Piosenki był dla mnie miejscem formacyjnym. Tam byli ludzie, którym zawdzięczam to, jakim jestem człowiekiem teraz. Bo oni mnie stworzyli – śpiewający poeci, którzy z czasem stali się moimi kolegami. Dziś to legendy piosenki literackiej: Grzegorz Tomczak, Andrzej Garczarek, Zbyszek Książek. Tam przewijało się tysiące takich ludzi. Potem była PaKA, która mnie oszlifowała i dała dużą rozpoznawalność. „Śpiewogranie” było dla mnie też ważną imprezą, ale istotniejsze były jednak te dwie pierwsze.

- Pojawiali się w Rotundzie za czasów Peerelu esbecy, aby dowiedzieć się z czego studenci żartują sobie podczas PaKI?

- Nie bardzo wiem. Ja pracowałem tam trochę później. W latach 80. PaKA odbywała się w Piaście. Stosowano wtedy różne fortele: część cenzurowano, część robiono jako imprezy zamknięte, które nie podlegały cenzurze. Esbecy na pewno jednak się pojawiali. Zresztą pewnie podobnie jest dzisiaj. Tylko my o tym nie wiemy, a ich formy działania są inne. Służby każdego państwa interesują się niezależnymi artystami.

- Kiedyś powiedział pan takie słynne zdanie: „Alkohol dał mi więcej dobrego niż złego”. Odnosi się to też do tego czasu pana pracy w Rotundzie?

- Nigdy nie wykonywałem pracy pod wpływem alkoholu. To była i jest moja żelazna zasada. Uważam, że alkohol ogranicza na scenie, daje fałszywe pobudzenie, które nie służy. Ale oczywiście po pracy wypiliśmy w Rotundzie niejedną wannę alkoholu. Kiedy ma się dwadzieścia kilka lat, to naturalna forma spędzania wolnego czasu. Nie pamiętam jednak jakichkolwiek ekscesów na scenie w wykonaniu kogokolwiek. Wszyscy traktowaliśmy swoją robotę bardzo poważnie. A alkohol w tym przeszkadza. Dlatego mnie się to nigdy nie zdarzyło.

- A jak się imprezowało w Rotundzie?

- W barku na dole u pana Tośka i kolejnych ajentów po Ziyadzie. Tam był kosmos – zwłaszcza te imprezy po zakończeniu PaKI w latach 90. Bo potem powstał też drugi barek na górze przy wyjściu z sali widowiskowej. Wszyscy przemieszczali się więc, było mnóstwo miejsc, żeby usiąść i pogadać. Była to trochę jakby przestrzeń parku, gdzie chodziło się między stolikami, poustawianymi w różnych miejscach. Tam się przede wszystkim siedziało i rozmawiało. Alkohol nie był sensem tego wszystkiego. Sensem była wspólnota i poszukiwanie wspólnej tożsamości.

- Praca w Rotundzie podnosiła wartość chłopaka w oczach dziewczyn?

- Nie wiem. Nie zajmowało mnie to. Jeśli pan pyta mnie wprost, czy zdarzało mi się tam „wyjmować” jakieś dziewczęta na imprezach w Rotundzie, to na pewno tak. Ja byłem jednak przede wszystkim zaangażowany w działania intelektualne. To mnie wciągało i kręciło. To było sensem mojej pracy. Oczywiście życie towarzyskie – tak, dziewczęta – tak. Wszystko to było. Ale czy to było tak istotne? Nie.

- Kiedyś powiedział pan w wywiadzie: „Jestem bardzo mało towarzyski, jestem raczej odludkiem”. Taki był pan już w tamtym czasie?

- Nie. To mi się później pojawiło, jakieś dziesięć lat temu. Teraz nie ma mnie towarzysko. Mam zamknięty krąg ludzi, z którymi się spotykam. Nie bywam na imprezach, nie udzielam wywiadów.

- Pod koniec lat 90. odniósł pan wielki sukces w telewizji. Te krakowskie doświadczenia pomogły go panu zbudować?

- Na pewno. Pracowałem przecież z poważnymi artystami, których zdarzyło mi się zapowiadać na festiwalu czy podczas PaKI. To choćby znajomość ze zmarłym niedawno Staśkiem Tymem. Ja byłem wtedy jak silnik na dotarciu. W Rotundzie przeżyłem kilka zmian oleju i bez tego nie byłbym takim człowiekiem, jakim jestem.

- Jakie wrażenie robił na panu ten klub, kiedy wracał pan do niego te 20 czy 10 lat temu?

- Nie śledziłem już później tego, co się tam działo. Kiedy zacząłem jeździć ze swoim stand-upem po Polsce, lepiej było mi w klubie Studio u Małgosi Frankowskiej.

Ostatnie wizyty w Rotundzie były smutne, bo to było zaniedbane miejsce. Wszystko było tam niechlujne. Mówiłem o tych petach na scenie – tak się nie robi. Zapuszczone, brudne garderoby. Wszystko zarzygane i śmierdzące.

- Co panu dzisiaj najbardziej brakuje z czasów tej młodości w Rotundzie?

- PESEL mi się zepsuł (śmiech). Ja mam prawie 70 lat. Ale czy tęsknię za młodością? To, co teraz przeżywam, też jest ciekawe i w jakimś sensie formacyjne. Szkoda tylko, że to tak krótko jeszcze potrwa. Rotunda to było przede wszystkim miejsce, w którym spotykało się fantastycznych ludzi. To oni mnie stworzyli w dużym stopniu. Dziś nie ma już takiego zjawiska, jakim kiedyś była kultura studencka. Wykreowało ją Zrzeszenie Studentów Polskich, obchodzące zresztą właśnie swoje 75-lecie. Dzięki temu mnóstwo się działo w takich miejscach. Dziś to już przeszłość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kultura i rozrywka

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska